Pochwała własnej studni
Projektowanie domu jednorodzinnego zabiera tyle czasu, że studnia wydaje się czasami fanaberią – szczególnie, jeśli działka ma teoretyczny dostęp do sieci wodociągowej, co według obowiązującego prawa oznacza, że mamy obowiązek się doń podłączyć. Więc po co studnia? Żeby wznieść ozdobny daszek drewniany w stylu rustykalnym, a potem malować go impregnatem na skrzypiącej drabinie? Bo syn naczytał się „Metra 2033” i ma apokaliptyczne wizje? Bo nie wiadomo, czy terroryści nie opanują wodociągów?
Nie. To się zwyczajnie opłaca.
Dlaczego? Warto przypomnieć, jak naliczane są opłaty za ścieki. Ich podstawą są wskazania wodomierza (z oczywistych przyczyn dokładny pomiar objętości ścieków jest niemożliwy). Sprawdza się to w przypadku mieszkania w bloku (naturalnie, jeśli odliczyć wodę zużytą na herbatę); ale na działce, gdzie od kwietnia do października podlewamy rośliny? Setki i tysiące litrów, które poszły „w grządki”, obciążyłoby nasz budżet.
Kwestia ekologiczna jest jednak również nie bez znaczenia: po co kupować od dostawy wodę pitną, ozonowaną i flitrowaną, gdy w grę wchodzi jedynie podlewanie upraw i kwiatów? Nie artezyjska: woda z płytkich pokładów, czerpana praktycznie za darmo (konieczny jest jedynie wydatek na pompę) podleje grządki i trawniki. [ws]