Beton „nic” – jak ser szwajcarski
Dążenie do ograniczenia kosztów budowy domu jednorodzinnego zakrawa czasem na paradoks: beton, lany w fundamenty, ściany i stropy to grube dziesiątki metrów sześciennych – i grube tysiące. Można go „pocienić”, wzmacniając za sprawą zatopionych w nim stalowych prętów – ale nie można go bezkarnie drążyć, bo skończy się to katastrofą.
Nie można? Otóż, to pewnych granic, można, przy okazji oszczędzając na instalacji całej infrastruktury przesyłowej, elektrycznej, hydraulicznej. Coraz więcej pojawia się na rynku tzw. systemów strukturalnych, gdzie płyta stropu/podłogi jest o wiele cieńsza niż w standardowych rozwiązaniach: w budynkach wielopiętrowych grubość ta wynosi przy zastosowaniu nowego rozwiązania 450 mm, w budynkach jednorodzinnych, z założenia jedno-, czy najwyżej dwupiętrowych – nawet 350 mm.
Rozwiązaniem okazuje się tzw. płyta gofrowana – o skomplikowanej strukturze, dającej się po części porównać do sera szwajcarskiego, po części do koralowca. Wydrążona na wiele sposobów, posiada „sieć” kanałów, otworów i szczelin, w której umieścić można zarówno rury i złącza hydrauliczne, jak okablowanie i routery WiFi, jak wreszcie, dla zwolenników „inteligentnego” (oby nie zbyt samodzielnego!) domu – czujniki. Przy okazji stanowi to niezłą alternatywę dla sufitów podwieszanych, które przed 20 laty wydawały się wybawieniem, szczególnie dla użytkowników starych budynków i zniszczonych i zbyt wysokich stropach. Dziś widać sporo mankamentów podobnego rozwiązania i przy budowaniu „od podstaw” domu jednorodzinnego na podstawie projektu warto go uniknąć.
Oczywiście, odlanie „płyty gofrowanej” wymaga, przynajmniej do chwili upowszechnienia się drukarek budowlanych 3D, skomplikowanych szalunków i doświadczonej w nowej technologii ekipy, co podnosi koszty. Dla zwolenników „lekkiego”, mniej niż w przeszłości przysadzistego budynku jest to jednak znakomite rozwiązanie.