Bez gwoździa
Wrąb krzyżowy, zamek płetwowy, złącze na czop – czy coś mówią nam jeszcze te nazwy? Pewnie już ani nam, ani nawet znajomym stolarzom, chociaż jeszcze dwa pokolenia temu były w powszechnym użyciu. Dziś niekt nie sięga po takie techniki, wznosząc dom jednorodzinny – i nawet ktoś, kto kojarzy, jak robi się połączenie na jaskółczy ogon, zamikłby, skonfundowany, zapytany o Nejire-kumi-tsugi. A to tylko jedno z najprostszych japońskich złączy ciesielskich, które można teraz podziwiać na twitterze.
Rzadko kiedy porzekadło o „potrzebie, która jest matką wynalazku” sprawdza się tak bardzo, jak w przypadku złącz ciesielskich: sięgano po nie w kulturach, gdzie zbyt trudno było o gwoździe, były one zbyt kosztowne lub ze względów rytualnych lub estetycznych unikano łączenia drewna i metalu.
W Polsce, szerzej – w Europie Środkowo-Wschodniej, na łuku Karpat, w kulturach chłopskich większą rolę odgrywały pewnie dwie pierwsze przyczyny: najprędzej wykształciły się złącza węgłowe, przydatne przy stawianiu drewnianych budynków, z czasem doskonalono bardziej skomoplikowane techniki, służące wznoszeniu „bez gwoździa” więźby dachowej: po rozwiązania te sięgano następnie zarówno przy budowie kościołów, jak skromnych mebli chłopskich.
(Chata w Starym Waliszowie, fot. Wikipedia)
Zgoła inaczej przedstawiała się sytuacja w Japonii, gdzie konstruowanie różnego rodzaju połączeń dwóch drewnianych części przy pomocy złożonego systemu zapadni, klinów, czopów i kołków traktowano po torze jako wyzwanie dla rzemieślnika, po trosze jako ćwiczenie duchowe. Istnieje kilkaset swoistych dla kultury japońskiej złącz, których sam opis stanowi nie lada wyzwanie dla etnografów, a o ich stosowaniu na szeroką skalę nie ma mowy.
Rozwiązania te odchodziły, jak wszędzie, w zapomnienie, gdyby nie młody entuzjasta tej techniki rodem z Japonii, który stworzył serię animacji w formacie .gif, ukazujących działanie poszczególnych złącz, które szalenie trudno oddać i wyjaśnić opisowym językiem.
Jego profil na Twitterze [https://twitter.com/TheJoinery_jp] liczy sobie już ponad 20 tys. fanów, których każdego dnia przybywa. Niektórzy usiłują naśladować pokazywane złącza i uchwyty przy pomocy rzeźbiarskich pił do metalu; inni czerpią otuchę z faktu, że zrobotyzowane obrabiarki do drewna pozwolą niedługo wyskrobać bodaj część opisywanych przez młodego autora technik. Nawet, jeśli bodaj część z nich wydaje się być zabawą sztuka dla sztuki – to może po inne warto sięgnąć, by zbudować kuchnię lub salon w nowym domu jednorodzinnym – bez gwoździ. [ws]