Blaty z Bauhausu
Spędzając długie godziny nad tą częścią projektu domu jednorodzinnego, która dotyczy kuchni, spierając się w nieskończoność o fronty, uchwyty i okucia szafek, rozważając zalety i wady betonowych, kamiennych i laminowanych blatów, często nie zdajemy sobie sprawy z tego, że to, co wydaje nam się oczywiste – sama koncepcja „kuchni modularnej” – narodziła się dopiero kilkadziesiąt lat temu, nie tyle za sprawą stolarzy, co matematyków, ergonomistów i architektów.
Mówiąc o „nowoczesności w kuchni”, zwykle myślimy o urządzeniach: zamrażarkach, kuchenkach indukcyjnych, oświetleniu punktowym czy „wyspach”. Entuzjaści stali toczyć będą długie spory z rzecznikami szkła, nie zastanawiając się nad istotą rewolucji, jaka dokonała się – jak twierdzi wielu – sercu mieszkania.
Jeszcze przed II wojną światową meble w kuchni rozstawione były tak, jak do dziś stoją we wszystkich innych pomieszczeniach domu: osobno. Szczytem nowoczesności była w Stanach Zjednoczonych „wielofunkcyjna szafka”: przeszklona, z metalowymi puszkami na kasze, wbudowanym sitem do przesiewania mąki i „krążkiem”, pozwalającym zaznaczać brak świeżych warzyw – była jednak nadal pełna narożników, wgłębień, w których zbierał się kurz, a przede wszystkim – stała osobno!
Myśl o unifikacji przestrzeni roboczej i unikaniu wszelkich zbędnych krzywizn, mogących stanowić miejsce odkładania się kurzu i brudu bądź źródło skaleczeń, torowała sobie drogę powoli – a kiedy doszła do głosu, stało się to jednocześnie w przemyśle, na salach operacyjnych i w kuchniach. Pierwsza myśl o tego rodzaju ergonomicznym projektowaniu przestrzeni została sformułowana przez designerów niemieckiego Bauhausu, nierzadko emigrujących do Stanów w latach 30. – a dodatkowym impulsem stał się boom przemysłowy, jaki przyniosła wojna.
Pierwsze „zunifikowane” czy „modularne” szafki, zaprojektowane na kształt linii montażowej – łatwiej wytropić je w archiwach fabrycznych niż w realu, wówczas bowiem nie myślano o nich jako o potencjalnym zabytku – pojawią się na rynkach zachodnich we wczesnych latach 50. W dziesięć lat później płyty laminowane i proste okucia dopełniły dzieła: w kuchni oferowanej w 1958 przez magazyn wysyłkowy Sears udałoby nam się bez trudu odnaleźć.
Nota niniejsza nie została zamierzona jako autoreklama, na jej końcu nie pojawi się więc link, odsyłający do konkretnej wytwórni mebli: nie ma zresztą wśród nich współcześnie żadnej, która nie oferowałaby „zunifikowanego wyglądu” i „modularnego systemu wielkości”. Warto natomiast zastanowić się, na ile zunifikowany system szafek jest ergonomicznym dobrodziejstwem, na ile – przyjmowanym bezrefleksyjnie standardem; i czy rzeczywiście nie warto pozwolić sobie w kuchni na bodaj jeden wolno stojący mebel. (ws)