Cichosza
Przy budowie domu z dwojga złego lepiej jest przesadzić z izolacją dźwiękochłonną niż ją zaniedbać. Nienaturalną, głuchą ciszę zawsze rozproszyć może muzyka ambient lub vintage’owy, blaszany budzik. Na torturę kapiącej wody, motocyklistów kompensujących swoje kompleksy zdjęciem tłumika lub bezpruderyjnych kotów nic nie zdołamy poradzić.
Lubimy się bać tego co trzeba i nie trzeba, więc na portalach internetowych co i raz pojawiają się doniesienia o „komorach tortur”. Widać, że ich autorzy nie czytali „Przygód pilota Pirxa” Stanisława Lema, bo wówczas wiedzieliby, że już w połowie XX wieku psychologom znane były „komory deprywacji sensorycznej”, w których starano się odizolować badacza od wszelkich bodźców zmysłowych. Akustycy, inżynierowie, budowniczowie samolotów potrzebują zaś tzw. komór bezechowych na tuziny: w Polsce niedawno otwarto kolejne na AGH i Politechnice Wrocławskiej.
Takich doznać, czy raczej ich braku, nie warto sobie fundować w projektowanym domu. Warto natomiast zawczasu, na etapie projektowania domu, pomyśleć nad wytłumianiem hałasów. Swoich entuzjastów mają ściany korkowe (izofon, czyli porowaty aglomerat korkowy) lub płyty z kartongipsu. Doświadczeni wykonawcy jeszcze wyżej cenią sobie jednak płyty izolacyjne z tektury falistej (dodatkowo wypełnione piaskiem) lub nakładane możliwie grubą warstwą silikatowe albo celulozowe tynki akustyczne.
Warto zawczasu omówić tę kwestię z projektantem – i nawet jeśli nie zamierzamy, jak teksańskie studio architektoniczne Solomon Marshall, wznieść budynku o „podwójnych” ścianach przedzielonych warstwą cieczy, warto zgodzić się na potrójne okna, ścianę o trzy centymetry grubszą, natryskowy tynk i związane z tym wydatki. Oczywiście, piankowe zatyczki do uszu są tańsze – ale czy da się z nimi przeżyć pół życia? (ws)