Cięcie w półwyspie
Projektanci domów jednorodzinnych rzadko podejmują ingerencje w przyrodę na taką skalę; ale warto odnotować niepowodzenie, jakie spotkało Jonasa Dahlberga zarówno ze względu na jakość jego projektu, jak uzasadnienia ze strony zamawiających i organizatorów konkursu.
Wszystko zaczęło się od ogłoszenia przed dwoma laty przez norweskie ministerstwo spraw lokalnych pomnika, który upamiętniałby ofiary ataku Andresa Breivika z lata 2011 roku. Na wysokim wzniesieniu na szczycie wyspy Utoya, gdzie doszło do masakry, wzniesiono już wprawdzie memoriał: grupa artystów skupionych w konfraternii Public Art. Norway postanowiła zareagować bardziej dobitnie.
Wygrał projekt Dahlberga: 20-metrowej głębokości, 3,5-metrowej szerokości kanał, „odcinający” od lądu stałego wierzchołek półwyspu Sorbraten w miejscu, skąd najbliżej do wyspy Utoya. Czyste, przejmujące, wymowne cięcie: krzycząca nieobecność, ingerencja bez skrupułów.
Ciekawe rozwiązanie: bardzo podobne pojawia się w warszawskim Muzuem Katyńskim, gdzie - dla innych celów, z inną wymową - również mamy do czynienia z cięciem przez warstwy ziemi. Oszczędne i wymowne. Geolodzy nie mieli nic przeciwko: zdecydowała słabo zwerbalizowana niechęć mieszkańców półwyspu, którzy „nie życzą sobie codziennego przywoływania słabo zagojonej traumy”.
Nie pierwszy to raz, kiedy geotechnika przegrywa z geopolityką. [ws]