Deszczowa sonata, deszczowa szopa
„Raindrops are falling on my head” – brzmi evergreen. Kto nie lubi dźwięku kropel deszczu? Chętnie nasłuchujemy go z wnętrza budynku, kto zaś jest go szczególnie spragniony – może odtwarzać nierytmiczny szum z jednej z licznych płyt z muzyką ambient. Ale żeby uwzględnić w projekcie ogrodu i domu jednorodzinnego osobną szopę do odsłuchiwania deszczu – tak, na to trzeba być albo konteplującym w duchu zen Japończykiem, albo spragnionym nowości Kalifornijczykiem.
Tym bardziej – jeśli uwzględnić fakt, że nie jest to „pawilon do słuchania deszczu” wówczas, gdy rzeczywiście on nadciągnie. „Cloud House” autorstwa Matthew Mazzotty to otwarta na przestrzał, nowoczesna, spadzistostropa szopa, nad którą umieszczona została instalacja klasycznej deszczowni, ukryta w grubej pecynie silikonu w kształcie obłoku. „Chmura” połączona jest ze zbiornikiem, ukrytym pod fundamentami szopy i wyposażona w niewielką pompę: po uruchomieniu instalacji, sztuczny deszcz zaczyna – w starannie nieregularnym tempie, (de)regulowanym przez komputer – kapać na dach szopy.
Całe rozwiązanie jest szalenie „eko”: padająca woda spływa do podziemnego zbiornika, który dodatkowo zasilany jest przez prawdziwe opady: woda krąży więc niemal w obiegu zamkniętym, a podczas uporczywych susz instalacja po prostu nie działa, uświadamiając właścicielom wagę problemu globalnego ocieplenia.
Pomysł jest naturalnie błyskotliwy, trudno jednak oprzeć się wrażeniu pewnej sztuczności i alienacji. Czy w Springfield, gdzie stanął budynek, aż tak trudno o pospolitą mżawkę? [ws]