Dzień dobry, żyrafo!
Wznosić szpital dziecięcy to trudne zadanie. Jeden poziom wyzwań to oczywista logistyka placówki ratującej życie: zdublowanie zasilania, obiegu wody i tlenu, ergonomia korytarzy, sal operacyjnych i szpitalnych, niezawodność wind, żaluzji, wymuszonej filtracji powietrza. Drugi, wymagający mniej zaawansowania technicznego, lecz znacznie więcej imaginacji, to próba „ocieplenia” miejsca, gdzie mały człowiek po raz pierwszy doświadczyć może samotności, bólu, lęku. Udanych rozwiązań w tej ostatniej dziedzinie uczyć się mogą od „szpitalników” również autorzy projektów domów jednorodzinnych przeznaczonych dla rodzin z dziećmi.
„Ocieplanie” szpitala nie jest łatwą sztuką: w wielu placówkach, nie tylko w Polsce, straszą „murale” wykonywane olejną farbą przez życzliwych, lecz pozbawionych elementarnej wiedzy o estetyce i budownictwie wolontariuszy. Po kilku miesiącach malowane wprost na tynku Kaczory Donaldy i smerfy zaczynają odpada płatami, po kilku latach trzeba je skuwać lub zamalowywać. Radości dziecięcej z tego niewiele.
Pracownia Hondelatte Laporte Architectes w podparyskim Boulogne-Billancourt zdobyła się na nieporównanie więcej (inna rzecz, że wznoszący szpital inwestorzy dysponowali budżetem rzędu blisko 400 mln euro). Mniejsza o liczbę łóżek i zasilanie, którymi to danymi epatują władze placówki w prospekcie: decydujące dla samopoczucia małych pacjentów jest osadzenie głównej bryły najbliższego wejścia do budynku na… nogach żyrafy!
Taki sposób zamaskowania części nośnej się sprawdził: nadnaturalnej wielkości „żyrafa”, wykończona akrylem, pochyla się nad drzewami w szpitalnym ogrodzie – i właściwie bezustannie przykuwa uwagę zarówno pacjentów, jak dorosłych. Po takie lub podobne rozwiązanie – logiczne, nieszpetne (przy właściwym projekcie) i mieszczące się w przeciętnym kosztorysie budowy lub remontu domu – sięgnąć może każdy właściciel domu jednorodzinnego.