Efekt lotosu
Samooczyszczanie ścian i dachów można już sobie zafundować w każdym samodzielnie budowanym domu. Wystarczy odpowiednio wcześnie uzgodnić z projektantem, że wykorzystane zostają farby hydrofobowe. Krople wody, tocząc się, zbiorą cząstki kurzu pyłki i drobne odpadki organiczne – tak, jak dzieje się w przypadku dalekowschodnich roślin wodnych.
„Efekt lotosu” najpierw zaobserwowany został przez botaników, potem wyjaśniony przy użyciu mikroskopu elektronowego, wreszcie zaś – wzięty na warsztat przez inżynierów i biotechnologów. Jak się okazuje, dzieje się tak za sprawą silnej hydrofobowości liścia – czyli jego zdolności do odpychania cząsteczek wody, tworzącej na powierzchni monstrualnie duże krople. W tej sytuacji projektanci skupili się na naśladowaniu właściwości, jakie ma kutykuła, czyli namaszczająca liść warstwa roślinnego wosku.
Zamienników udało się opracować kilkadziesiąt – od silikonu, przez politlenek etylenu, aż po środki fluorochemiczne. Nie są one na tanie, ani obojętne dla zdrowia – dlatego początkowo używano ich jedynie w przypadku rozwiązań wyjątkowo narażonych na wodną korozję. Po dziś dzień widok wody reagującej z powierzchniami hydrofobowymi jest spektakularny – ostatnio londyński projektant Arthur Carabott wzniósł „hydrofobiczną” fontannę: źródłem jego sukcesu jest zmuszenie wody, by zachowywała się jak rtęć, płynąc powoli i pod najdziwniejszymi kątami.
(Fontanna Carabotta w działaniu)
Figle z fontanną to jednak jedno – drugie, to setki potencjalnych zastosowań. Na razie na rynku są „hydrofobowe” żele dla kierowców, którzy nie lubią mieć nigdy zalanej przedniej szyby i dziecięce kalosze. Prawdziwą rewolucję w projektowaniu i mieszkalnictwie przyniesie jednak dopiero opatentowanie naprawdę tanich i nietoksycznych hydrofobowych farb. Bryzgi błota, zaschnięte muszki, tłuszcz i kreda – to wszystko ma szanse zniknąć ze ścian domu, zanim zdążymy to na dobre zauważyć. (ws)