Idą upały
W kwestii klimatyzatorów obowiązuje w zasadzie zawsze ta sama, mielona bez końca w magazynach konsumenckich „filozofia”, którą da się streścić do jednego zdania: jeśli jakiś sprzęt AGD ma być używany stale, lepiej, by był droższy i lepszej marki, jeśli instalujemy go na wszelki wypadek lub do okazjonalnego użycia – starczy tańszy. W przypadku instalowania klimatyzacji w realizowanym przez nas projekcie domu jednorodzinnego ważnych jest jednak jeszcze kilka istotnych drobiazgów.
Po pierwsze: czy rzeczywiście ich potrzebujemy? Wożeniem drewna do lasu byłoby instalowanie klimatyzatora w domu z systemem rekuperacji cieplnej i wentylacją mechaniczną. Nie ma również większego sensu tego rodzaju inwestycja w budynku ekologicznym lub pasywnym, wzniesionym z materiałów o zwiększonej izolacyjności cieplnej: wówczas najpewniej przez całe lato w większości pomieszczeń będzie utrzymywał się miły chłód. Klimatyzator ma więc sensu w domu nawet nowym, ale wzniesionym taniej, w którym słońce okazało się dogrzewać bardziej niż się spodziewaliśmy, a drzewa nie wyrosły jeszcze wystarczająco wysokie, by przesłonić w newralgicznych miejscach południową i zachodnią ścianę.
Nawet wówczas jednak nie warto sięgać po rozwiązanie pozornie tańsze, bardziej elastyczne i niekłopotliwe, czyli klimatyzator przenośny: owszem, nie wymaga on nawiercania ścian, ale jego fatalnym mankamentem jest konieczność pozostawienie otwartych drzwi lub okna, by umożliwić wyrzut ciepła na zewnątrz; to dopiero wożenie drewna do lasu!
Rozsądny wydaje się – jeśli południowa i zachodnia ściany domu okazały się wyjątkowo eksponowane – zakup dwóch klimatyzatorów w systemie multisplit, czyli takim, gdzie jedna „jednostka zewnętrzna” (trochę hucząca, trochę szumiąca, trochę gorąca) może zostać zainstalowana z dala od pomieszczenia, w którym działa klimatyzator (np. sypialni) i jest w stanie obsługiwać dwie „jednostki wewnętrzne”. Ideałem byłoby zainstalowanie tego prostokątnego „gniazda os” na ścianie garażu lub przybudówki ogrodowej – i obserwowanie w ciszy, jak przygotowane na poobiedni deser lody przestają rozpływać się na talerzykach, a szklanki i kieliszki nie pokrywają się rosą bardziej, niż to konieczne ze względów wizerunkowych. [w.s.]