Kocim tropem
Przy projektowaniu domu jednorodzinnego uwzględniane są różne elementy: od oczywistych, takich jak liczba mieszkańców, nachylenie terenu czy stopień nasłonecznienia, po upodobania użytkowników, szczególne plany związane z gotowaniem, kolekcjonowaniem książek, majsterkowaniem czy gromadzeniem bibelotów. Ale żeby zaprojektować dom w oparciu o gusty i upodobania… kota?
Dotąd tak nie bywało. Najpoważniejszym wkładem czworonogów w dzieje architektury stosowanej były tzw. kocie lub psie drzwiczki (cat door), które przeszły zresztą ogromną ewolucję: od otworu wywierconego po prostu w ścianie lub w drzwiach i zatykanego wiechciem słomy, przez drzwiczki – najpierw uchylane łapą, potem zaopatrzone dodatkowo w sprężynę, zamykającą drzwi za ulubieńcem, a ostatnio – otwierające się tylko na sygnały przytwierdzonego do obroży chipu (takie rozwiązanie, twierdzą entuzjaści, zapobiega pojawianiu się w domu intruzów w rodzaju jeży, szczurów czy węży, które z łatwością sforsowałyby zwykłe drzwiczki).
Wysiłki projektantów w umileniu życia czworonogom zwykle sprowadzały się do tego, bo cała reszta – pokrowce na papuzie klatki, akwaria, miski na wodę i kuwety to już nie architektura, lecz wyposażenie. Okazało się jednak, że można się posunąć o krok dalej.
Uczynili to Japończycy: tokijskie studio Do Do zaprojektowało niewielki, pokryty zgodnie z najnowsza modą „podrrdzewioną” blachą domek i pracownię dla zaprzyjaźnionego grafika, jego żony i…kota: z myślą o czworonogu zaprojektowano system przejść pod sufitem na belkach, a między pokojami – tuneli. Na niemal identyczne rozwiązanie wpadło studio Key Operation, dodatkowo projektując kocie „schody” do systemu korytarzy po szczebelkach i półeczkach.
Nic dziwnego, że Japończycy stają się najstarszym demograficznie społeczeństwem na świecie. Wygląda na to, że najbardziej fascynuje ich odbicie w kocich oczach, w których usiłują się, daremnie, dopatrzyć zachwytu. [ws]