Krąg w arktycznym kręgu
Można by uznać, że architekci biorą lekcje od filmowych żółwi ninja, tak bardzo zależy im ostatnio, by wznosić budynki niemal niepostrzeżenie: bez dodatkowych źródeł energii, wtopione w krajobraz, nienarzucające się oczom. Na razie po rozwiązania takie sięga awangarda, ale tylko patrzeć, jak zostaną one przeszczepione na poziom projektów domów jednorodzinnych.
Na razie konkurencję w dziedzinie maskowania się wygrywa o pół głowy legendarna Snøhetta, która ujawniła właśnie projekt nie tylko samowystarczalnego, lecz „pozytywnego energetycznie” hotelu wzniesionego u stóp norweskiego masywu Almlifjellet, w zakolach fiordu Svartisen, daleko za kręgiem polarnym.
Że dach hotelu pokryto niespotykaną liczbą paneli energetycznych – to, biorąc pod uwagę tendencje architektoniczne, wydaje się w pełni zrozumiałe. Że fasady pokojów cofnięto w głąb budynku, tak, by zmniejszyć potrzebę klimatyzacji w lecie – to również wydaje się w pełni zrozumiałe. Że cały hotel wzniesiono na planie kręgu, wpuszczonego głęboko w wody fiordu – na pewno cieszy to oczy lotniarzy, choć trudno uznać to za rozwiązanie bezinwazyjne. Ale że wartą ponad 100 mln euro inwestycję postanowiono oprzeć na drewnianych, ustawionych w kształt litery V słupach, tylko dlatego, że przypominają rusztowania znane jako „rorbue”, na jakich przed 150 laty wznosili domy miejscowi łowcy ryb, niedźwiedzi i fok – to budzi namysł, choć i szacunek.
Inwestorzy są nadzwyczaj konsekwentni: nawet kajaki i inny sprzęt pływający zamierzają podwieszać pod kolistą ścieżką, biegnącą na najniższym poziomie hotelowego kręgu, by oszczędzić naturze widoku dodatkowego hangaru na łodzie. Nie sposób jednak nie spytać: dlaczego w takim razie tak bardzo zależy im na wzniesieniu budynku w sercu fiordu? [ws]