Kto da cynk (na dach)?
Kruchy, błękitnobiały metal, wyglądający bardzo „malarsko”, choć, nie da się ukryć, piekielnie nie-ekologiczny: czy pozyskuje się go prażąc koncentrat siarczku cynku, a następnie odparowując koncentrat, czy ługując rudy kwasem siarkowym – ofiary (dla środowiska) muszą być. Ale za to jak fantastycznie wygląda spatynowana blacha na dachu! Warto zastanowić się nad nią, projektując dom jednorodzinny: to pokrycie na trzy pokolenia.
Przez dziesięciolecia cynk wykorzystywano przede wszystkim do pokrywania (cynkowania) blachy stalowej, co zapewniało jej dodatkową odporność na korozję. Od kilkunastu lat jednak dekarze sięgają po czystą blachę cynkową. Czystą co się zowie: blachy klasy Quality Zinc zawierają do 99,995 proc. „głównego” pierwiastka – plus nieznaczną, lecz istotną domieszkę miedzi i tytanu.
Takie blachy można układać w postaci prostych blach, wstęg o długości do 10-12 metrów bądź płytek, które pozwalają dodatkowo na ułożenie prostych, lecz ożywiających dach wzorów. W odróżnieniu od dachówek glinianych, ceramicznych bądź blaszanych, a także gontu, płytki cynkowe kładzie się na litej desce, ewentualnie przekładając dodatkowo matami izolującymi lub membranami. Nie trzeba za to obsesyjnie dbać, by nie zarysować powierzchni: zdolność cynku do 'pasywacji' jest niemal tak duża, jak aluminium, samoczynnie wytworzy ochronną, szarozieloną warstwę.
Gont szarzeje i porasta mchem. Dachówki grzechocą i tłuką się podczas wiosennych burz. Cynk tkwi w miejscu, solidny, szary, jakby żywcem przeniesiony z XIX wieku, ze spokojnych, hanzeatyckich miast, gdzie mali chłopcy zakradali się czasem na strych, by podwędzić kawałek blachy i wyciąć z niej figurkę do teatru cieni. [ws]