LEDy w ciemności
Liczba nowych zawodów rośnie każdego dnia i niektóre wydają się pojawiać trochę za sprawą przymusu „kreowania nowych potrzeb”, a nie odpowiadania na rzeczywiste. Wygląda jednak na to, że już niedługo nie sposób będzie skompletować projektu domu jednorodzinnego – przynajmniej jeśli będzie nam zależało, by życie w nim upływało w harmonii – bez wsparcia wykwalifikowanego Projektanta Nocy.
Brzmi to trochę groźnie, ale w gruncie rzeczy chodzi o rozwinięcie znanej od dawna w świecie anglosaskim profesji „Projektanta Światła” (lighting designer): osoby odpowiedzialnej za całościowe rozwiązanie wyzwań związanych z projektowaniem oświetlenia nie tylko w znaczeniu rozwiązań technicznych, lecz oddziaływania światła na psychikę, zdrowie, bezpieczeństwo domu jednorodzinnego.
Leni Schwendinger, twórczyni programu „Light Seeing”, od lat zwraca uwagę na wyzwania, przed jakimi stają projektanci oświetlenia: muszą liczyć się z potrzebami osób zagrożonych, z oczywistą potrzebą zagwarantowania minimum wygody, z drugiej – z obawami ekologów, szerzej, obrońców naturalnego krajobrazu, zrzeszających się w organizacjach w rodzaju „Dark Sky International” i zwracających uwagę na absurd kilometrowych pustkowi – parkingów, dróg, poboczy – zalanych przez całą noc jaskrawym światłem.
Nie ma prostych rozwiązań, jest jedna przestroga: z pewnością światło LED – chociaż tanie, silne, trudne do rozproszenia – odbiega od standardu światła, to jakiego przyzwyczajone jest ludzkie oko (świeca, ognisko, lampa naftowa, żarówka) i dehumanizuje otoczenie: to nie poezja, to zgodna opinia oftalmologów i psychologów. Zachowajmy LEDy w latarkach, w oświetleniu szaf, szafek, schowków, nawet piwnic. Nie sięgajmy po nie jednak, projektując oświetlenie zewnętrzne domu i uliczki dojazdowej. [ws]