Lustrzana zupa
W designie architektonicznym coraz częściej wykorzystywane są lustra: czasem jako sposób zamaskowania budynku w idyllicznym otoczeniu (karierę robią różnego rodzaju „lustrzane domki” niemal niewidoczne w lesie), czasem jako reakcja na żywą w sztuce współczesnej potrzebę przewrotności, maskowania, ułudy. Warto jednak nie przesadzać z tym upodobaniem do luster, pamiętając, że mnożą one również chaos.
Dobrym tego przykładem jest chwalona przez koneserów instalacja, stworzona przez japońskie studio projektowe Nendo, które przygotowało „bluszcz luster”, mający w zamyśle twórców uświetnić 90-lecie renomowanej Szkoły Ikebany w Sogetsu. Na marmurowym tarasie szkoły, gdzie już wcześniej istniał kamienny „ogród zen” i dookoła, na prowadzących doń schodach, rozmieszczonych zostało 40 tysięcy płatów polerowanej stali w kształcie rombu, o powierzchni dłoni, które odbijają we wszelkich możliwych kierunkach różne odcienie szarości kamienia i różu nielicznych umieszczonych tam orchidei.
Sugestywne, robiące wrażenie i – przejmujące. Na myśl przychodzi „Szklana zupa”, głośna powieść zapomnianego dziś Jonathana Carrolla. Chaos odbić, przetworzeń i aluzji nie prowadzi do niczego, prócz zagubienia.
Nie jest to dobry trop do naśladowania w projekcie domu jednorodzinnego. Lustra – optycznie powiększające przestrzeń, dobrej jakości, wtopione w ścianę i sięgające aż do sufitu – jak najbardziej. „Weneckie lustro” na jednej ze ścian domu, optycznie powiększające ogród – czemu nie! Ale chrzęszczący stos lusterek, mnożących bliki, przywodzi na myśl baśń Andersena o Królowej Śniegu – albo szczątki termosu. [ws]