Mała płyta
Można zbudować dom bez marmuru, bez granitu, bez mosiądzów – ale mało prawdopodobne (choć możliwe), żeby ktoś zdecydował się wznieść dom jednorodzinny według standardowego projektu bez użycia płyt kartonowo-gipsowych. Wynalazek amerykański z czasów II wojny światowej sprawdza się niemal wszędzie: przy budowie ścianek działowych, deskowania dachu, na upartego – jako jastrychu w podłodze. Da sobie z nimi radę niemal każdy – dotnie piłką do metalu, przyklei, zagipsuje. Co zrobić, żeby nie zmarnować tego potencjału?
Niedrogie, dostępne w każdym markecie budowlanym płyty regipsowe są równie często wykorzystywane, jak marnotrawione. Po rowach i śmietnikach poniewierają się, trudne do zrecyklowania, ciężkie, opuchnięte od wilgoci płyty 5- i 20-milimetrowe, z czerownym paskiem (ognioodporne, GFK) lub z zielonym wzorem. Jak tam trafiły?
Przed wilgocią i niewłaściwym składowaniem ostrzegają wszyscy – to banał. Oparte o ścianę – odkształcają się, noc w deszczu będzie ich noca ostatnią. Ale również ludzie, dla których to jest oczywiste, popełniają tuziny fatalnych w skutkach błędów.
Płyta jest jak kiełbaska na grillu – bez rusztu nie da rady. Bywają fachowcy, którzy kleją płyty wprost do ściany lub do dachu, nieświadomi, że ten „pracuje”: oni pierwsi jako pierwsi napatrzą się na pęknięcia. Ale tuż za nimi postępują ci, którzy decydują się na ruszt zbyt wiotki lub zbudowany ze zbyt rzadko ułożonych profili metalowych (na suficie powinny one być rozłożone co pół metra, na ściance działowej – co 60 cm) lub za rzadko użytych blachowkrętów. Inni, niewolnicy symetrii, układają płyty jak kafelki – tak, że ich styki tworzą połączenie krzyżowe. Jeszcze inni sięgają po zwykłe, niekwalifikowane gładzie – ale najlepsi są ci, którzy wprost do płyty kartonowo-gipsowej podwieszają mosiężny żyrandol. Albo – huśtawkę dziecięcą.
Nie warto. Nie warto też sięgać po płyty z regipsu tam, gdzie żyją termity. Zjedzą papier – i dotknąwszy ściany z samego gipsu, zapadniemy się w nią po łokieć. [ws]