Murarki pilnie poszukiwane
Nie, nie chodzi o wprowadzenie parytetów podczas budowy domu jednorodzinnego: idzie raczej o ratowanie naszych ogrodów w obliczu pomoru pszczół. Kuzynki najbardziej znanych i cenionych pszczół miodnych, czyli pszczoły-murarki (Osmia rufa) robią, co do nich należy: gromadząc pyłki i nektar, zapylają, zapewniając owocowanie naszych przydomowych sadów. A przy tym – nie żądlą. Idealni pracownicy!
Pszczoły-murarki przez dziesięciolecia stanowiły część niezauważanej fauny ogrodowej: nie potrzebują uli, nie dają miodu, jako samotnice bez królowej nie mają w zwyczaju się roić, nie żądlą ludzi i (niemal) nie wpadają do herbaty. Cichy ideał! Wobec coraz bardziej niepokojących informacji o masowym wymieraniu pszczół i wyjątkowo zimnej, sprzyjającej chorobom wiosny, warto jednak zadbać o to, by pojawiły się w większej liczbie w naszych ogrodach – jeśli nie w tym, to w przyszłym roku.
Projekt ula dla murarek nie powinien onieśmielić: nie potrzeba nam żadnych ramek, siatek i przegródek, które czynią z ula przeznaczonego do zbiórki miodu arcydzieło stolarskie: polska nazwa „murarek” wiąże się z ich zdolnością do budowania w szczelinach, słomkach i kilkumilimetrowych otworach ścianek z wilgotnej gliny zmieszanej ze śliną: w takich komorach składają następnie jaja i gromadzą pyłki. Wystarczy zgromadzić garść trzciny, łodyg rdestu lub pęk bambusa, umieścić je w skrzynkach i zabezpieczyć siatką o drobnych oczkach przed ptakami, które zimą mogą poszukiwać larw – i już można zamawiać kokony murarek (w internecie lub sklepach sadowniczych). A jeśli jeszcze dołożymy trochę drobno potłuczonych doniczek, łodyg krzewów i bloków z gliny – powstanie prawdziwy „hotel dla owadów”, tak cenny, jak zapewniają heroldzi bioróżnorodności! [w.s.]
Na zdjęciu: zasiedlony ul dla murarek