Nie znikną jak kamfora
Do domu jednorodzinnego nigdy nie przeprowadzamy się znikąd – i zwykle, kiedy już uporamy się z myślą o stosach mebli, książek, talerzy i pamiątek, przychodzi czas na myślenie o ulubionych roślinach. Z mieszkania w bloku zabieramy zwykle kilka ulubionych doniczek, jeśli przeprowadzamy się już z innego domu – długo myślimy o tym, jak bezboleśnie przeflancować kilkuletnie róże lub jabłoń. Z pewnością jednak trudno nam będzie dorównać chińskiemu przedsiębiorcy Ma Dadongowi, który postanowił przeprowadzić… las.
Zaczęło się, jak zwykle bywa, szczególnie w krajach ciągle doświadczających industrializacji w socjalistycznym stylu, od informacji o budowie kolejnej w Chinach tamy na rzece. Mimo, że ekolodzy od lat przestrzegają przez zanieczyszczeniami i zagrożeniem powodzią, hydroelektrownie mają się w ChRL dobrze. Tym razem na dnie zbiornika znaleźć się miał między innymi las: blisko 10 tysięcy kanforowców, drzew porównywalnych pod względem długowieczności (2.000 lat!), urody i statusu do oliwki. Obok lasu – wioska, licząca sobie, bagatela, 500 lat.
Ma Dadong mógł sobie pozwolić na gest: od lat inwestuje w nieruchomości. Dziesięć tysięcy drzew przeleciało 800 km, by znaleźć się w zagajniku pod Szanghajem. Tam też będą na siebie zarabiać: staną się atrakcją ośrodka wypoczynkowego klasy „0” – kolejnego spa i hotelu marki Aman, wzniesionego przez rosyjskiego oligarchę i dewelopera Stanisława Doronina.
Mniejsza o interesy oligarchów, warto docenić technikę: współcześnie drzewo łatwo jest przesadzić przy użyciu wyspecjalizowanej koparki, „wyjmującej” je z ziemi wraz z całym systemem korzeniowym, ale jakich środków użyć musieli Dadong i Doronin, by przeprowadzić tę procedurę w bagnistym gruncie, w którym uwielbia rosnąć cynamonowiec? Wróćmy lepiej do naszych jabłoni. [ws]