Ogrzewanie świecą
Projektując dom jednorodzinny, myślimy zwykle o całościowym systemie ogrzewania. Kominki, pompy cieplne, listwy podłogowe, gaz, węgiel to hasła które nieodmiennie – nomen omen – rozgrzewają dyskutantów. Przychodzi jednak chwila, gdy okazuje się, że jedno z pomieszczeń, mimo starannej izolacji i odpowiednio zainstalowanego grzejnika bywa chłodne, szczególnie w wietrzne i zimne dni. Warto się wtedy dogrzać. Przenośnym piecykiem? Olejakiem? Na szczęście istnieje prostsze rozwiązanie.
Włoski projektant Marco Zagaria stworzył urządzenie, przewrotnie nazwane Egloo [wym. Igloo], które działa w oparciu o… popularne świeczki do podgrzewania czajniczka z herbatą, czyli tea-lighty. W Egloo mieszczą się cztery takie świeczki, które są w stanie w ciągu kilkunastu minut podnieść temperaturę powietrza w pokoju przeciętnej wielkości o kilka stopni. Miesięczny koszt tego rodzaju dogrzewania nie przekracza, zdaniem pomysłodawcy, trzech dolarów.
Sekret wydajności nowego urządzenia kryje się w konstrukcji klosza. Stalowy stojak z czterema świeczkami przykrywany jest dwoma kloszami z glinki (terakoty), między którymi znajduje się warstwa powietrza: jest ono błyskawicznie nagrzewane i wylatuje ze „strefy grzewczej” przez niewielkie otwory.
Dysproporcja między rozmiarami urządzenia a przeznaczoną dlań funkcją jest uderzająca, zwłaszcza, jeśli pamiętać o zadawanych w liceum ćwiczeniach, których istotą było obliczenie, czy możliwe jest ogrzanie wiadra wody świecą (jak wiadomo, nie może to się udać ze względu na straty ciepła i entropię). Egloo jednak, ręcznie robione i wypuszczane na rynek w niewielkich seriach, spisuje się dobrze w swojej roli – i umacnia nadzieję na dokonujący się, za sprawą popularyzacji duńskiej kultury „hygge”, renesans świec.