Okna jak wieża lotnicza
Nie do końca spokojnie czasy nie sprzyjają afiszowaniu się z wielkimi oknami. Oszem, jedna ściana przeszklona od sufitu do podłogi zdarza się jeszcze w projektach nowoczesnych domów jednorodzinnych stojących w sposób wyodrębniony (por. nagrodzony niedawno Przebiśieżyn), ale już w rezydencjach i minikamienicach miejskich zwykle trzymamy się umiaru, fasonu i piomowych okien ze szprosami. Zwykle – ale nie w Gandawie.
Belgijscy architekci Steven Vandenborre and Mias Sys postanowili wzbogacić widok z okna bogatych, nowoczesnych inwestorów, którym przyszło zagospodarować całą małą kamieniczkę – plombę z XVII wieku, położoną w sercu miasta.
Remont trwał półtora roku. We wnętrzu postawiono na ascezę: sporo kamienia, szare tynki, surowe albo lekko tylko zaolejowane drewno. Najistotniejsza jednak okazała się wychodząca na małą uliczkę fasada: tandem architektów zdecydował się na okna od podłogi do sufitu, w dodatku – osadzone pod różnymi kątami.
Łamana linia, widoczna na zdjęciu, utrudnia podpatrzenie, co dzieje się we wnętrzu domu – a zaraze zapewnia, niczym z wieży kontroli lotów, widok sięgający daleko w głąb ulicy. Niewielka sypialnia na ostatnim, trzecim piętrze, jest jak gniazdo bocianie: roztacz a się z niej widok na obie strony miasta.
Widok Gandawy z tej wysokości przypomina, jeśli nie liczyć neonów, najlepsze flamandzkie płótna. [ws]