Osmal mnie
Ostatnich kilkanaście lat przyniosło dziesiątki nowych technik zabezpieczających drewno, zwłaszcza to, którego używamy na fasadach domów. Nowe, udoskonalone (a już na „udoskonalone” w opisie reklamowym) lakiery nitro, celulozowe, azotowe i grafitowe dołączyły do palet farb i lakierów. Mało kto pamięta o sposobie najbardziej elementarnym, niskokosztowym i ekologicznym: nic tak nie zabezpiecza powierzchni drewna jak jego... osmalenie.
Metoda zwęglania powierzchni drewna (z obu stron) pochodzi z XVII-wiecznej Japonii, chociaż badania historyków sztuki dowodzą, że również w Starym Świecie wielu budowniczych dochodziło do niej intuicyjnie. W Japonii, gdzie budowano głównie z drzew iglastych, nosi ona nazwę „shou sugi ban” czyli „zwięglony modrzew”.
Z punktu widzenia fizykochemii drewna, sprawa jest prosta: proces zwęglania (kontrolowanego spalenia) pozwala pozbyć się z powierzchni drewna elementów organicznych, wysuszyć je, wysterylizować i zamknąć pory, utrudniając późniejszą penetrację wilgoci. Oczywiście, zewnętrzną, „osypującą się” warstwę należy zeszlifować lub zheblować; to jednak, co zostaje, ujawnia nietypowy, frapujący rysunek słojów, nieoczekiwany połysk i całą paletę odcieni, od czekoladowego do ciemnofioletowego.
Cały proces uwalnia nas od stosowania ciężkiej i niekoniecznie zdrowej chemii – impregnaty i fary zostawiamy za progiem. Osmalone i zeszlifowane ściany mają szansę na przetrwanie co najmniej kilkunastu lat w dobrej kondycji – a jeśli przyjdzie nam ochota ją poprawić, nie musimy zaczynać od zeskrobywania ścian i obłoków osiadających wszędzie łusek starej farby: dość sięgnąć po opalarkę... (ws)