Poliwęglanowa latarnia
Sam surowiec odkryto już w latach 50. i jest obecny w dziesiątkach produktów naszej cywilizacji, od płyt CD po przezroczyste, „plastikowe” pudełka do przechowywania żywności. Dopiero od niedawna jednak poliwęglany zaczęły być na większą skalę wykorzystywane w budownictwie. Nowocześni projektanci chętnie wznoszą z nich dachy, przepierzenia, ściany altan; tradycjonaliści, którym marzy się spokojniejszy widok domu jednorodzinnego, załamują ręce.
Fenomen poliwęglanów jest tym zabawniejszy, że powstają one jako estry kwasu węglowego: na upartego można by więc twierdzić, że pochodzą z „bąbelków”, jakimi nasycona jest woda sodowa – a zarazem wykorzystuje się je do realizacji wymagających największej odporności na zniszczenia chemiczne i mechaniczne: obudów do lamp górnicznych, kuloodpornych szyb, wizjerów w profesjonalnych kaskach.
Jeśli dodać, że są przy tym lekkie, trudno dziwić się, że ojcowie miasteczka Erith, wchodzącego w skład megapolis londyńskiego, wnieśli z poliwęglanowych płyt niewielkie, położone nad Tamizą „centrum kulturalne”, wraz z kilkupiętrową wieżą. Tyle, że realizacja ta wygląda na posmodernistyczny żart: krzykliwe oświetlenie, dziwne proporcje sprawiają, że mieszkańcy zatęsknili za dawną, pobielaną latarnią nadrzeczną. Warto mieć to na uwadze: „plastik” jest tańszy, ale naprawdę szybciej się starzeje. [ws]