Przyszpileni do krajobrazu
Wieżyczki, usytuowane na szczycie jednopiętrowego budynku mieszkalnego były w modzie w drugiej połowie XIX wieku: najpierw nawiązania neogotyckie, potem zachwyt renesansem i klasycyzmem, wreszcie „cebule” Art Deco – wszystko to zachwycało przez chiwlę, ale dziś kojarzy się bardziej z koniecznością odrestaurowania wyjątkowo niewdzięcznego miejsca w odziedziczonym budynku.
Co innego jednak, kiedy ktoś zafunduje sobie podobne rozwiązanie jak inwestorzy, wznoszący kolejne centrum handlowe na obrzeżach Turynu, którzy zamówili w pracowni Claudio Silvestrin Architects rozwiązanie niezwykłe: 11-metrową, smukłą wieżę, wznoszącą się nad płaskim, bunkrowatym (przynajmniej z poziomu szosy) „shopping mallem”: igłę, wbitą w krajobraz. Czy może to być wskazówka dla osób, zamawiających projekt domu jednorodzinnego?
Chyba tak. 111-metrowy pylon, gładki, strzelisty, w odległy sposób nawiązujący do gotyku, jest doskonale „afunkcjonalny”: udało się nawet ustrzec go od zmory wielu współczesnych wież i dzwonnic, czyli transmiterów sygnału telefonii komórkowej: biała igła sterczy w krajobrazie, architekci i właściciele centrum podkreślają zaś jej „niepotrzebność”, „niepraktyczność” oraz – co jest niewesołym świadectwem sekularyzacji naszych czasów – „nawiązywanie do roli, jaką ongiś pełniły wieże kościołów”.
Niekoniecznie na 111 metrów wzwyż, niekoniecznie po to, by „wypełniać miejsce po kościołach” – ale czy, mając pół betoniarki zbywającego cementu, nie lepiej przeznaczyć go na „akcent pionowy”, niepraktyczny i urzekający, niż na wylanie go na płask na placyku przeznaczonym do parkowania?