Skrzydlaty cień
„Architektura przystankowa”, a zwłaszcza zadaszenia to dla polskiego czytelnika delikatny temat. Z jednej strony jednym z pomników architektury modernistycznej lat 60. pozostaje stacja kolejowa Warszawa-Ochota z fantazyjnie uniesionym i zakręconym dachem; z drugiej – koszmarne przystanki PKS, z postrzępionymi, oberwanymi daszkami z pordzewiałej blachy falistej trafiły za sprawą Barańczaka i Kelusa do poezji jako wyraz ostatecznej zapaści realnego socjalizmu. Projektanci w Polsce częściej myślą o bryle niż o zadaszeniu, a przynajmniej niechętnie szukają na nie nowych pomysłów. Czy w Hiszpanii znajdzie się bard, który napisze dobre słowo o dachu, rozpostartym nad nowym dworcem autobusowym w prowincjonalnej, chociaż portowej La Pola?
Powinien. Dzieło dwóch architektów, Manuela Lillo i Emilio Vicedo, ma szanse na spory rozgłos nie tylko wśród czyhających na łatwy łup złomiarzy. Ogromny (1200 m.kw.) dach z polerowanej, zmatowionej stali szlachetnej rzuca wyzwanie wyobraźni: wsparty jest jedynie na dwóch schodzących się pod kątem prostym ścianach z tyłu budynku i pojedynczym, smukłym filarze ze zbrojonego betonu z przodu, w najbardziej wyeksponowanej części.
Rozrysowana konstrukcja nie stanowi już sekretu: trzy punkty podparcia wystarczają do zachowania statyki, sprężystość stali i mocne, niewidoczne z daleka olinowanie pozwalają na zadarcie wysoko w górę mocnych „skrzydeł”: spore nachylenie bocznych połaci dachu i przemyślany system odprowadzania wody stwarzają nadzieję na to, że stalowy latawiec z prowincji Alicante poradzi sobie nawet z najsilniejszymi nawałnicami. Pod pokaźnym, romboidalnym otworem pośrodku dachu umieszczono niewielki ogród: palmom przyda się zarówno światło słoneczne, jak deszcz, a zielone pasmo dobrze oddziela dwie części budynku.
Pomysł Lillo i Vicedo stanowi interesującą „grę” z architekturą dominującą w portowym mieście: w La Pola właściwie nie ma zabytków, przedmieścia, na których położony jest przesiadkowy dworzec autobusowy, zdominowane są przez absolutnie pozbawione wyrazu magazyny i składy z blachy lakierowanej opartej na stalowych rusztowaniach. Dworzec autobusowy nawiązuje do tych rozwiązań, wyrasta z nich, lecz zarazem uszlachetnia je za sprawą fantazji, która kazała projektantom unieść w górę przeszło tysiąc metrów kwadratowych stali. Bezduszne, postindustrialne przedmieścia nie są swoiste tylko dla Hiszpanii: czy również w Polsce, inwestując na takich terenach, nie warto ożywić ich czymś więcej niż przeszklonymi pudełkami rozkwitających w takiej okolicy call centers? (ws)