Strzał z korkowca
Okładziny termoizolacyjne i hydrofobowe to ciągle wyzwanie dla wielu projektantów domów jednorodzinnych. Jeśli ktoś chciałby ocieplić ściany w sposób niebanalny i ekologiczny, rezygnując z kolejnych warstw czarnego lub białego styropianu (i chmury kuleczek, osiadających na trawnikach, drzewach, pobliskim stawie), rozwiązanie ma na wyciągnięcie ręki: korek. Odrobinę droższy. O niebo ładniejszy. O wiek trwalszy.
Większość użytkowników kojarzy korę dębu korkowego przede wszystkim z niewielkim walcem, który ku uciesze własnej i gości wyciąga czasem z szyjki butelki. Na „korki winne” przeznaczane są jednak zaledwie promile produkcji portugalskich i hiszpańskich lasów. Ogromna większość kory zużywana jest właśnie do produkcji materiałów izolacyjnych i okładzin domów, choć w obu przypadkach wykorzystywane są te same zalety: fenomenalna wodoodporność, trwałość, nieprzenikalność powietrza (szczelność) i odporność na rozkład dokonujący się pod wpływem pleśni, grzybów, soli.
Ekolodzy podkreślają: dęby korkowe mają się dobrze, rygorystyczne przepisy regulują ich eksploatację: warstwę korka wolno zdejmować dopiero po ukończeniu przez drzewo 25 lat, a i wówczas nie częściej niż raz na dekadę. Co sympatyczne, w procesie obróbki nie tylko nie marnuje się praktycznie nic z „urobku”, jeśli nie licząc powstającego przy cięciu pyłu, ale i nie trzeba dodawać praktycznie żadnych ingredientów, żadnej ”chemii”: z pociętych na drobne cząstki płatów korka pod wpływem ciśnienia i temperatury wytapia się żywica, która skleja i łączy cząstki drewna. I to wszystko? To wszystko.
Kto chce, może na próbę okleić korkami fragment ścianki garażu. A później na serio pomyśleć nad nową okleiną, której – w odróżnieniu od styropianu – nie trzeba przemalowywać, tynkować, wietrzyć: zawsze będzie wyglądać naturalnie. Co więcej – jest niemal niepalna.