Światło z góry
W projektach domów jednorodzinnych, zwłaszcza tych jedno- lub dwupiętrowych, zwykle zakłada się wykorzystanie strychu i wstawienie tam okien uchylnych. Ale przecież możliwość „doświetlenia” wnętrza światłem padającym z góry na tym się nie kończy…
Możliwości jest bez liku: Świetliki, okna połaciowe, pojedynczy „właz” z poliwęglanu. Zalety są przede wszystkim dwie: zdrowotna (światło słoneczne jest nam potrzebne do życia i prawidłowego funkcjonowania psychicznego – a warstwa szkła uwalnia nas od wszelkich obaw związanych z promieniowaniem UVA i UVB) i gospodarcza: nawet niewielki świetlik, doprowadzający trochę światła naturalnego (i to w pochmurny dzień!) znakomicie redukuje wydatki na sztuczne doświetlenie pomieszczenia.
Architekci i designerzy w trzeciej kolejności zwracają uwagę na estetykę: miękkie światło padające z góry łagodzi kontury, wydobywa i akcentuje wybrane rozwiązania czy miejsca, sprawia, że całe pomieszczenie wydaje się optycznie większe. Rządzi geometria: tej samej wielkości okno połaciowe położone na dachu (nawet skośnym) przepuszcza średnio dwukrotnie więcej światła niż to wpuszczone w ścianę. Jeśli nie uda się zainstalować okna – wyjściem zawsze może być świetlik funkcjonujący na zasadzie peryskopu, tj. przekazujący promienie słoneczne przy pomocy systemu pryzmatów, umieszczonych w elastycznej rurze. A specjaliści chwalą pomysł, pozwalający na umieszczenie, dzięki specjalnej ramie, okien przeznaczonych dla dachów skośnych w dachu płaskim. To już prawdziwy multiplikator słonecznego światła: otwór w dachu ma 2 m. kw. powierzchni, ale umieszczone nad nim okna – nawet dwa razy więcej! To po prostu pompa słońca – i nie warto umieszczać jej nad starodrukami ani nad lodówką. [w.s.]