Torcik z bunkrem
Istnienie na działce budowlanej zabytku, bodaj z niedawnej przeszłości, zwykle uniemożliwia wzniesienie w tym miejscu jakiegokolwiek nowego budynku, co nieraz prowadzi zdesperowanych deweloperów do aktów nieuczciwości: wyburzania, skrycie lub w majestacie źle zinterpretowanego prawa, bezcennych pamiątek. W Warszawie od lat głośno jest o zburzonych lokomotywowniach, stacjach trafo, zabytkowych bramach. Oczywiście, częściej dotyczy to dużych deweloperów – właściciele, którym marzy się dom jednorodzinny najczęściej rezygnują. A przecież wystarczyłby odpowiedni projekt..
Na to przynajmniej zdaje się wskazywać sukces duńskiego architekta Dorte Mandrupa, który wzniósł czteropiętrowy budynek, łączący funkcje muzealne, wystawiennicze, konferencyjne i biurowe na terenie dawnej pruskiej bazy wojennej, a następnie portu wojennego III Rzeszy – Wilhelmshaven.
Po nalotach dywanowych aliantów z potężnej bazy ostał się zrąb jednego bunkra – ważna, choć niełatwa pamiątka historyczna. Zarazem było to jedyne miejsce na rozległym obszarze słonych wydm i bagien, na którym ze względów technicznych możliwe było wzniesienie finansowanego przez Niemcy, Danię i Holandię Trilateral Wadden Sea World Heritage Partnership Centre.
Firma Dorte Mandrup Arkitekter zdecydowała się na posunięcie radykalne: bunkier został „obudowany” rusztowaniem o ścianach z hartowanego szkła, opasanym licznymi, ukońnie biegnącymi schodami i dwoma poziomami tarasów. Powyżej zaś, niczym na palach, wzniesiono kolejne trzy piętra budynku, włącznie z salą konferencyjną!
Dawniej w szkle lub pleksiglasie zatapiano szczególnie cenne próbki geologiczne, rzadkie okazy roślin lub owadów. Jak się jednak okazuje, z historią można sobie radzić w podobny sposób. [ws]