W pieszczocie pian
Projektant domu zwykle przewiduje jedynie w projekcie miejsce na wannę, nie zawsze jednak doradzi w kwestii konkretnego rozwiązania. Wanna zatem na nóżkach, zabudowana czy wpuszczona w podłogę? Jakiej głębokości? Z jacuzzi czy z dwoma kurkami? I wreszcie – biała czy szkarłatna?
Korzenie, wiadomo, sięgają starożytnej Krety (chociaż w tym punkcie opowieści archeolodzy podnoszą głos, przypominając o dokonaniach cywilizacji Indusu, gdzie odkryto rury sprzed trzech tysięcy lat), ale do Europy po wiekach łaźni, strumieni i „świętego brudu” wanny wróciły pod koniec XVIII wieku. Wiek XIX to okrutnie rezonujące i szybko stygnące wanny blaszane (w prawdziwie zamożnych domach – miedziane), a dla podróżnych pokroju Fileasa Fogga – gutaperkowe. I dopiero wynalazek Davida Buicka, który w roku 1880 opanował proces „emaliowania” porcelanową powłoką żeliwnego naczynia, wydaje się bliski naszemu doświadczeniu.
W XX wieku nie było lepiej: z jednej strony wanny przegrywały z ciasnotą powojennych blokowisk, z drugiej – z technokratycznymi prysznicami. I dopiero pod koniec wieku zaczęły wracać do łask – eleganckie, żłobione w miękkim kamieniu, czasem w tropikalnym drewnie lub przynajmniej, dzięki możliwości farbowania emulsji lub akrylu, w pastelowych barwach.
Jednocześnie wraca styl retro: włoska Bisazza oferuje wręcz rozwiązania jak z początku wieku, na cienkich, fantazyjnie powyginanych nóżkach. Claybrook Interiors nawiązują wręcz do tradycji wiktoriańskich, historyczna firma Jacuzzi – do klasycyzmu końca XVIII wieku.
Jedna decyzja, nad którą warto się zastanowić pod kątem zachowania, dyscypliny i bezpieczeństwa dzieci, to kwestia tego, czy wanna powinna być wpuszczona w podłogę: łatwiej wtedy sprzątać łazienkę, ale i łatwiej wpaść do napełnionego już mini-basenu? Druga – to kolor: biel najłatwiej poddać renowacji, największa jest paleta emalii renowacyjnych. Ale ani projektant, ani asystent zakupowy nie zagwarantują, że zawsze witać nas będzie w łazience bielszy odcień bieli... (ws)