W stronę światła
Pracując nad projektem domu jednorodzinnego poświęcamy uwagę światłu nieco zbyt jednostronnie. Przeważa troska o to, by okna były dobrze zamocowane kotwami i zaizolowane, by dachowe nie przepuszczały wody, a wszystkie – posiadały odpowiedni współczynnik izolacyjności. A światło sztuczne? Tu żyrandol, tam żyrandol, na razie zaznaczony w schemacie instalacji, a potem się coś dowiesi.
Architekci czasem przypominają nam jednak na szczęście, że dom nie jest „maszyną do mieszkania”, że niesie, prócz metrów kwadratowych, także znaczenia. Giovanni Maria Filindeu zrobił to na tegorocznych mediolańskich tagach designu w sposób wyjątkowo sugestywny, tworząc sześć instalacji na temat „światła i ciemności”.
Warto o tym wspomnieć, nawet, jeżeli zdjęcia mówią w tym przypadku o wiele więcej niż tekst, żeby podkreślić z całą mocą: światło może być tak różne! „Zamglone”, „rozproszone”, „ostre”, „tnące”, „nakierowujące” i „mobilizujące”. To nie ćwiczenie stylistyczne, to fakt – i Filindeu przypomina o tym, chowając światło za kamienną, czarną stelą, rozpraszając je na pylistej, nieregularnej, bazaltowej powierzchni ścian, wydobywając za pomocą obramowania i zawężenia otworu okiennego.
To nie są zabiegi, które kosztowałyby krocie. Wręcz przeciwnie: uderza ascetyzm wykonania. Jak w niezrównanym opisie w „Lalce”, kiedy to zakochany w Izabeli Łęckiej Wokulski dostrzega, że młoda kobieta ma „w uszach brylant, suknię z atłasu po pięć rubli łokieć i za piętnaście kopiejek – różę”. Pojedyncza, smukła świeca, po jaką sięgnął włoski architekt, kosztowałaby może w Rosji 15 kopiejek, w Polsce – złoty pięćdziesiąt. Postawiona na tle granitowej ściany, na matowoczarnej podłodze, obsypanej kilkoma drobinami białego marmurowego żwiru, tworzy nastrój, za który designerzy płacą w złocie. [ws]