Windą na grządkę
Wydawałoby się, że nie ma nic bardziej płaskiego niż ogród - to nie gra słów, ale wyciągnięcie wniosku z tego, jak zwykły wyglądać uprawy, stanowiące częśc projektu otoczenia domu jednorodzinnego. Można próbować wznoszenia ziemnych "schodków", trochę na wyrost określanych mianem "wiszących ogrodów", ale areału się nie oszuka: na parceli wielkości 20 x 20 m można zaprojektować ogród nie większy niz 20 x 20 m, minus alejki.
Prawda? Nieprawda! Izraelska studentka architektury Lilach Borenstein postawiła ten porządek na głowie, projektując - na razie "konceptualnie" - ogród wielopiętrowy, jaki można wznieść w środku ludnego miasta, mnożąc jego areał tyle razy, na ile pięter pieniędzy nam starczy.
Utopijna dziś koncepcja ma jednak bardzo rozsądne założenia: na każdym z "pięter" miałaby zostać umieszczona odrębna strefa klimatyczna, posiadająca odrębny "nastrój", pozwalający na zrelaksowanie się i oderwanie od rzeczywistości mieszkańcom wielkiego miasta. Wszelkie bodźce - wilgotność, temperatura, zapachy, wiatr - miałyby zostać dostosowane do sugerowanego środowiska. Byłaby to tym samym nowsza, a zarazem bardziej "upakowana" znana już z różnych aranżacji koncepcja "biosfery" czy "biotopu".
Domy jednorodzinne rzadko umieszczane są w tak hałaśliwym i gęstym od bodźców otoczeniu, jak centra wielkich miast: izolacja nie będzie więc konieczna. Sam zamysł jednak, by na różnych piętrach odrębnej konstrukcji założyć ogrody o odmiennym charakterze, choć bardzo kosztowny, wydaje się fascynujacą koncepcją.