Ziggurat w zygzak
Planowanie na dachu domu jednorodzinnego ogrodu z regularną ziemną nawierzchnią ma swoich zagorzałych entuzjastów i równie gorących przeciwników. Ci pierwsi wskazują na życzliwość całego rozwiązania dla środowiska, na możliwość wykorzystania w naturalny sposób wody deszczowej, na naturalną izolację cieplną, chroniącą przed upałem w lecie, mrozem w zimie. Ci drudzy – mają swoją rację twierdząc, że woda zawsze znajdzie drogę przez najlepszą nawet warstwę izolacyjną i że lepiej odprowadzać ją z dachu czym prędzej, a nie – zatrzymywać tam lub nawet, o zgrozo, dostarczać jej w jeszcze większej niż naturalna obfitości, a to za pomocą zraszaczy. Ale co, jeśli ogrody na dachu buduje sama korporacja Google?
Inna rzecz, że woda ma szanse stamtąd spływać – dachy będą bowiem nachylone. Nowe budynki giganta komputerowego będą przypominać, przynajmniej z profilu – babilońskie zigguraty, wznoszone w technice tarasowej, ponieważ ówczesna cywilizacja nie potrafiła jeszcze poradzić sobie z koncepcją pionu. Zabawne, jak cywilizacja potrafi czasami zataczać krąg.
Dwa zigguraty o powierzchni 40 i 50 tys m.kw. w kalifornijskim Sunnyvale wznosi dla Google’a firma architektoniczna o stosownej nazwie BIG (Bjarke Ingels Group). Naturalnie ziggurat nowej generacji odpowiadać ma przede wszystkim na potrzebę redukcji emisji dwutlenku węgla, promocji ruchu i zdrowego trybu życia: lekko nachylone tarasy pozwolą wszystkim chętnym na dotarcie do swojej komórki na własnych nogach. Zważywszy jednak na rewelacje, pojawiające się w zapowiadanym na luty, a już głośnym zbiorze reportaży Emily Chang („ Brotopia: Breaking Up the Boys’ Club of Silicon Valley, Penguin) , w którym wiele jest o nawiązywaniu przez elity Krzemowej Doliny do antycznego stylu życia, w tym o upodobaniu do urządzania orgii przez szefostwo tamtejszych firm – niewykluczone, że nawiązanie do Babilonu nie jest spowodowane jedynie troską o deszczówkę.