Śmieci w ordynku
Po czym można było poznać place budowy w PRL – nawet na tych największych, najgłośniejszych, dopieszczanych przez partię budowach? Na tych największych nie brakowało, osobliwie za Gierka, najnowocześniejszych w tamtych czasach technologii: peszli, kabli w wymyślnych kolorach, farb emulsyjnych w kolorze yellow bahama ani ręcznie szkliwionych cegieł. A jednak, o ile nie była to licencyjna budowa hotelu „Forum” czy „Victoria” (zasłaniano je czym prędzej wysokim płotem, by nie demoralizować wychowanków socjalizmu), nie sposób było się pomylić. Wszędzie rządziły śmieci.
Na dzisiejszych placach budów jest dużo lepiej – po części wymuszają to okoliczności, w tym ceny sprzątania, wywózki i przetrzymania kontenerów – ale nadal bywa różnie: stosy desek pozostałych po szalunkach murszeją lub szczerzą gwoździe, bryły zastygniętego betonu spoczywają w nieoczekiwanych miejscach, a wszystko osypuje puch sproszkowanego styropianu. Warto wprowadzić w życie, nie chodząc za ekipą budowlaną ze śmietniczką, kilka podstawowych zasad:
Warto, żeby wydzielone zostały oddzielne strefy na składowanie każdej kategorii budulca: dotyczy to zwłaszcza cegieł i elementów konstrukcyjnych ze stali, po wzniesieniu domu wiele materiałów można chować w jego wnętrzu, choć np. styropian czy wełna mineralna do ociepleń z definicji zajmują wiele miejsca: warto je zostawić na dworze, byle zostały zadaszone. Podobnie warto zadaszyć inne materiały, nawet teoretycznie nienasiąkliwe. A narzędzia – do blaszanego garażu.
Odpadki drewniane – na opał. Inne – do worków o objętości metra lub większych kontenerów. I najważniejsze: jeśli nie budujemy się całkiem na piasku, warto ocalić humus. Można od razu wydzielić nań strefę – i nie martwić się, że jałowieje ogródek…