Błękitna infrastruktura
Debata o „globalnym ociepleniu” podzieli zapewne los wielu innych kluczowych dla przyszłości świata kontrowersji, w których lojalność ideowa okazuje się ważniejsza od szacunku dla faktów: wszelkiej maści lewica, widząc w „globalnym ociepleniu” dobrą okazję do uderzenia w znienawidzony kapitalizm, wspomina o nim przy każdej okazji i tłumacząc nim wszystkie wydarzenia: prawica, zniesmaczona, idzie w zaparte, zaprzeczając nawet oczywistym zjawiskom.
Zjawiskom jednak nie da się zaprzeczyć, niezależnie od tego, jakie przyjmować by dla nich szersze interpretacje: nie ulega dziś wątpliwości zarówno postępujący wzrost poziomu wód morskich jak częstsze niż dawniej przypadki gwałtownych, ulewnych deszczów, lub wręcz tzw. oberwania chmur w klimacie dotąd umiarkowanym nie tylko z nazwy. Niewątpliwy jest też, przynajmniej w Europie, wzrost średnich temperatur lata, co czyni życie w mieście i na jego obrzeżach bardziej niż dotąd uciążliwym.
W tej sytuacji nie dziwią podejmowane przez urbanistów próby sprostania nowym wyzwaniom, do jakich należy po pierwsze – konieczność uporania się z niespodziewanym często napływem wód do miast, po wtóre – obniżenia panujących w metropoliach temperatur. Oba dążenia owocują kolejnymi inicjatywami na rzecz rozbudowy w miastach, w miejsce tzw. szarej infrastruktury (parkingi, chodniki, place manewrowe, szerokie bulwary – krótko mówiąc, świat wykładany kostką Bauma) – „infrastruktury błękitnej”, tj. obszarów bądź na stałe znajdujących się pod wodą (kanały, jeziora, małe zbiorniki, „place wodne”), bądź otwartych na jej napływ bez szkody dla struktury miasta („dzikie” łąki, starorzecza, moczary, zbiorniki retencyjne wbudowane w infrastrukturę).
Miasta, które od dawna znajdowały się „nad wodą” i posiadały rozbudowaną sieć kanałów – od Wenecji po Bydgoszcz – są na wygranej pozycji: inne zmuszone są zaczynać od zera bądź sięgać do tradycji i odkopywać małe rzeczki i cieki wodne od dawna zabetonowane i ukryte pod powierzchnią ulic (we Lwowie przykład takiej „rzeki podziemnej” stanowi Pełtew, w Warszawie – choćby Potok Marymoncki…). Są szanse, ze w miastach stanie się bardziej błękitnie – także za sprawą renesansu opisanych w Magazynie Miasta „placów wodnych”.
Szczególnie głośne są dokonania władz miejskich Rotterdamu, którym udało się niedawno uruchomić skwer wodny zdolny do jednorazowego zutylizowania półtora tysiąca m.sześć. wody. Plan Benthemplein składa się bowiem z trzech, znajdujących się na różnym poziomie zagłębień. W najniższej znalazł się stadion piłkarski, dwie pozostałe, płytsze, pełnią role biorników retencyjnych – może się weń jednak również przekształcić, po kilkuminutowej zaledwie ewakuacji, również basen.
W Polsce zarówno kwestia terenów zalewowych, jak bezwzględnego zakazu prowadzenia na ich terenie jakiejkolwiek działalności budowlanej, pozostaje, niestety, fatalnie zaniedbana. [ws]