Daleko od szosy
Kłopoty z lokalizacją domu wcale nie kończą się z chwilą zakupu działki i projektu domu jednorodzinnego. Dobrze, jeśli rękę na pulsie trzyma nasz kierownik budowy, ale warto i samemu pamiętać: zabudowa, jaką planujemy, nie może znaleźć się zbyt blisko szosy.
Oczywiście, skrupuły i troska urzędników bywają często przesadzone: mało prawdopodobne, by ktoś zechciał złamać przepisy „Ustawy o drogach publicznych” po to, by zbudować dom o bliżej niż 50 metrów od autostrady – niezależnie od tego, czy stałyby przy niej dyskusyjne ekrany. Jednak w przypadku dróg krajowych, wojewódzkich, a już osobliwie – gminnych możemy nieraz zetknąć się z twardym orzechem do zgryzienia.
Ustawa w swoim obecnym kształcie została znowelizowana w roku 2016, jej pierwsza wersja pochodzi z roku 1985 – i temu, że tak późno uregulowano tę sprawę, zawdzięczamy zajmujące „setki” pod koniec programów informacyjnych, kiedy okazuje się, że znów jakiś TIR wjechał prosto w jadalnię ludzi, których siedziba rodowa stoi na ostrym zakręcie lokalnej szosy. To tłumaczy sens podobnych rozporządzeń – choć sytuacja może się okazać kłopotliwa, gdy okaże się, że kształt działki budowlanej zmusza nas do negocjowania przepisów.
Na szczęście odbywa się to właśnie w tym trybie: negocjacji. W praktyce polega to na tym, że składamy u zarządcy drogi wniosek o zgodę na odstąpienie od litery prawa. Duże znaczenie ma przejrzyste uzasadnienie naszej supliki – załącznik w postaci mapy, zdjęcia satelitarnego i planu domu z pewnością będzie bardzo potrzebny.
Jak duże są szanse na wyrozumiałość zarządcy dróg? Praktyka wskazuje, że przychylnie rozpatrywanych jest przeszło 50 proc. wniosków. Jeśli jednak ze względów finansowych stać nas jedynie na wąską i „nieustawną” działkę, a nie chcemy utopić kapitału, rozwiązaniem może być zakup gruntu przy drodze wewnętrznej, prowadzącej np. do gruntów leśnych lub położonej na terenie deweloperskim. Do takich obszarów Ustawa się nie stosuje. [ws]