Dzikie miasta
Docierają do nich fotoreporterzy, piszą dociekliwi dziennikarze i analitycy rynku nieruchomości. Władze ChRL, które zazdrośnie kryją sekretu eksterminacji Dżungarów czy Tybetańczyków, nie robią problemu podróżnikom, którzy chcą zwiedzić „miasta duchów”. A jednak, mimo wielu tekstów i analiz, trudno zrozumieć ich istnienie w kraju posiadającym największą na świecie nadwyżkę demograficzną.
Termin został ukuty w połowie pierwszej dekady naszego wieku; dopiero teraz ujawnia się jednak skalę zjawiska. Władze Chin wzniosły na państwowych gruntach miasta przeznaczone dla łącznie 300 milionów ludzi!
Oficjalnie całe zjawisko tłumaczone jest zamiarem przesiedlenia do 300 mln mieszkańców wsi do miast, chociaż nie brak wyznawców spiskowych teorii. Jedno jest pewne: na północno-zachodniej flance imperium władze wzniosły kilkaset nowych, zaprojektowanych zgodnie z najnowocześniejszymi obecnie trendami miast. Dantu, Ordos, Nanhui: szerokie, czteropasmowe arterie zasypuje piasek ze stepu, zmiatany przez kursujące raz na tydzień maszyny czyszczące.
Czy to może się udać? Jak długo metropolie mogą czekać na przybyszów? Wzniesiono je w większości w suchym, pustynnym klimacie, ale w najstarszym, Dantu, już puczą się okna i drzwi, a rdza zaczyna podgryzać przystanki i huśtawki na placu zabaw. Władze nie uruchomiły rozbudowanych programów konserwatorskich, zresztą trudno powiedzieć jak liczne musiałyby być zastępy „sprzątających”, by odświeżyć i zaludnić milionowe ośrodki.
Władze Chin nie zrezygnowały z programu mimo wielu głosów krytyki: nadal wydają nań znaczącą część bańki inflacyjnej, podczas gdy większość miast jest gotowa do zamieszkania na wsi. Czy zrodzą patologie, czy widok miasta „jak spod sztancy” przekona i zawróci przybyszów, których trzeba strzec?