Skóra dla wieżowca
Budowniczym i projektantom od zawsze właściwie zależało na tym, by zapewnić mieszkańcom domów niezależność od otoczenia zewnętrznego: wiatru, deszczu i innych kaprysów pogody. Czy jednak nie zaszliśmy na tej drodze za daleko? Czworo twórców z Nowej Zelandii zaprojektowało dom, który „oddycha” i umożliwia swoim rezydentom doświadczanie tego, co do tej pory znajdowało się „za oknem”.
Namioty były ważnym etapem w historii ludzkiego pomieszkiwania: dość wspomnieć na to, jak często pojawiają się one w Biblii, jak dostarczały schronienia wszystkim bez mała ludom koczowniczym i wędrownym półkuli północnej. Mongolskie jurty i indiańskie tipi trafiły jednak w większości do skansenów, współczesne zaś namioty zaś kolejnych generacji pozostają „mieszkaniem z wyboru” na czas wakacji lub tymczasowym schronieniem na czas klęsk żywiołowych; wszyscy jednak prędzej czy później wracają z ulgą do swoich czterech ścian. Czyżby coś miało się w tej kwestii zmienić?
Niekoniecznie: projekt, który zgłosiła nowozelandzka pracownia architektoniczna istnieje póki co jedynie jako koncepcja teoretyczna i tytuł „Wielkomiejski Namiot” (Urban Tent), chociaż rozpala wyobraźnię, nie do końca trafnie opisuje to, co Woo Min Lee z kolegami chciałby wznieść w sercu Seulu. A jednak wieżowiec przyszłości, o jakim myślą – fascynuje.
Zespół projektantów wychodzi od mocnej krytyki praktyki i „filozofii” dzisiejszych wysokościowców, szczelnie pokrytych grubymi, szklanymi taflami, które ich zdaniem w pełni izolują mieszkańców od świata. Krytycy tego rozwiązania zwracają uwagę w pierwszej kolejności na względy ekonomiczne i zdrowotne: koszty klimatyzacji stanowią coraz poważniejszą pozycję w budżecie każdego zarządcy budynku, a dystrybuowane przez systemy klimatyzacyjne powietrze, mimo wszystkich filtrów, pozostaje suche, alergizujące i niezdrowe, w najgorszych zaś scenariusza sprzyjać będzie szerzeniu się epidemii. Równie istotna jest jednak dla Nowozelandczyków „alienacja” mieszkańców wysokościowców, którzy na pogodę za oknem – porywy wiatru, płatki śniegu, krople deszczu – patrzą, jak to ujmuje jeden z autorów, „jak na animowaną fototapetę”, nie mającą żadnego związku z ich życiem. Mniejsze już znaczenie ma „homogenizacja”: wszystkie wysokościowce świata są do siebie podobne.
Co proponują w zamian? W opublikowanym eseju, towarzyszącym zgłoszeniu projektowemu, piszą o „powrocie do starej jak świat koncepcji namiotu”, ale stworzony przez nich projekt Urban Tent to w rzeczywistości pokrycie budynku, w miejsce przeszklonych ścian zewnętrznych. „skórą” z nowego materiału – polietylenu o ultrawysokiej masie cząsteczkowej (UHMWPE, Ultra high molecular weight polyethylene).
Projektanci w pewnym momencie dają się ponieść fantazji i metaforyce, przyrównując warstwę UHMWPE do „ludzkiej skóry”, ale sama koncepcja projektowa jest prosta: warstwa polietylenu ma być „selektywnie przepuszczalna”, chroniąc przez skrajnym chłodem, wiatrem czy upałem (warto pamiętać, że w Seulu panują dość ekstremalne warunki pogodowe), a jednocześnie przepuszczając cząstki powietrza i zapewniając „wymianę” między zewnętrzem a wnętrzem budynku. Kolejne warstwy UHMWPE o zróżnicowanej grubości i przepuszczalności miałyby zastąpić ściany wewnętrzne, czyniąc Urban Tent czymś bardzo „organicznym” w kształcie i formule funkcjonowania. Projektantom marzy się wręcz wyróżnianie poszczególnych stref przy pomocy „ścianek” o różnym zabarwieniu i funkcjonalności.
Seulski projekt pozostaje na razie pomysłem konceptualnym, warto jednak mieć go na względzie i obserwować ewentualne realizacje z myślą o przeszczepieniu tej technologii również do budownictwa jednorodzinnego. Półprzepuszczalne „okrycie” budynku jest być może ryzykownym pomysłem w klimacie kontynentalno-umiarkowanym – ale tego rodzaju polietylenowa „skóra” na tarasie, werandzie czy balkonie rzeczywiście mogłaby nas uwolnić od kolejnych warstw szkła i tynku, które oddzielają nas od natury. I ograniczyć koszty klimatyzacji. (ws)