Tańczący ze ścianami (nośnymi)
Odkąd z mody wyszły piramidy i zigguraty, wydawało się, że w architekturze istnieje przynajmniej jeden dogmat: pion. Budynki mogły być wznoszone w tuzinie stylów, na podstawie kwadratu, prostokąta, koła lub elipsy, być wykańczane na tysiące sposobów, ale mury powyżej poziomu ziemi mogły piąć się tylko w jednym kierunku: do góry, do góry, do góry!
To się zmieniło: wierności pionowi dochowują jeszcze, jeśli nie liczyć spadzistych dachów, projekty budynków jednorodzinnych (choć i to się zmienia), ale architekci coraz częściej sięgają po wolność, jaką dają im niewiarygodne wręcz właściwości i wytrzymałość żelazobetonów i strunobetonów. Dzięki nim mogą wznosić skośne ściany nie tylko jako zwieńczenie budynku, ale wręcz „na skosie” nadbudowywać kolejne pnące się w górę piętra wbrew najświętszym, wydawałoby się, regułom statyki, które opanowuje każdy przedszkolak posadzony przez pudłem z klockami.
Pierwszą grupę tego rodzaju rozwiązań stanowią budynki kilkupiętrowe, grające raczej wieloelementowością fasady, oddziałujące swoją nietuzinkowością na widzów stojących bezpośrednio przed nimi, w najlepszym razie w granicach jednej przecznicy. Sporo osób w Polsce chlubi się stojącym na sopockim„Monciaku „Krzywym Domkiem” (mniej może miejscowi, bardziej tłoczące się przed nim nieodmiennie wycieczki), ale trzeba pamiętać, że pierwszym wśród tego rodzaju rozwiązań jest wzniesiony przez Franka Gehry’ego w Pradze „Tańczący budynek”, bardziej znany jako „Fred i Ginger” ze względu na wmawiane widzom podobieństwo do pary legendarnych tancerzy.
Wzniesiony w 1996 r. przy udziale chorwackiego projektanta Vlado Milunicia gmach świetnie wpisywał się w wizerunek Pragi lat 90. jako najbardziej wyzwolonej, liberalnej i przyjaznej do życia stolic „transformacyjnych” krajów postkomunistycznych, do których ciągnęły tuziny amerykańskich „eks-patów”. Dziś jego sława trochę się przykurzyła, ale w Europie wyrosły tuziny jego naśladowców.
Drugą, znacznie poważniejszą wagowo i architektonicznie grupę stanowią wysokościowce, które rzucają wyzwanie prawom stabilizacji i grawitacji: ich sylwetka jest dużo bardziej elegancka, widoczna z daleka na horyzoncie miasta, ale jej widok powoduje raczej podziw podszyty szczyptą obawy niż czcze rozbawienie.
Prace nad jednym z takich budynków kończy właśnie Kris Ingel, którego „The XI” stanąć ma w pobliżu High Line Manhattanu. Nie jest pierwszy: do najbardziej znanych realizacji tego rodzaju należy przełamany wpół American Copper Building, nad brzegami East River. Inne nadal pozostają w fazie projektowej bądź zachowane są tylko na twardych dyskach, stanowiąc dowód odwagi architektów i zachowawczości deweloperów: najbardziej znanym tego rodzaju projektem pozostają zaprojektowane w roku 2007 dla inwestora w Dubaju „tańczące wieże” zmarłej przed kilku laty Zahy Hadid.