W złotej puszce Faradaya
Niedawna wiadomość o sprzedaży odnowionego apartamentu w budynku w sercu San Francisco poruszyła nie tylko agentów i obserwatorów lokalnego rynku nieruchomości, ale też środowiska projektantów i architektów, a nawet historyków sztuki, marszandów i publicystów. Nie szło im przy tym o cenę, niemałą (5,8 mln dol.) nawet jak na mieszkanie z widokiem na Zatokę San Francisco – lecz o jej dźwignię. Apartament o przeciętnej dla tej klasy mieszkań powierzchni (190 m.kw.), wyposażeniu i lokalizacji sprzedano bowiem za kwotę niemal dwukrotnie wyższą od średniej rynkowej ze względu na – jak podano w materiałach promocyjnych – „perfekcyjne zabezpieczenie elektromagnetyczne”.
Technicznie rzecz okazała się stosunkowo prosta: wystarczyło przed otynkowaniem ścian i sufitów oraz położeniem parkietów wyłożyć wszystkie powierzchnie mieszkania cienkim, połączonym ze sobą drutem, tworząc w ten sposób znaną już w XIX wieku „puszkę Faradaya”. Dodatkowo wszystkie ściany i sufity pomalowano podkładowo ciężką, grafitową farbą, odbijającą i rozpraszającą promieniowanie, a okna oklejono przezroczystą folią, zatrzymującą fale radiowe i inne częstotliwości pola.
Co osiągnięto? Zdaniem prześmiewczych kalifornijskich popołudniówek – „czapeczkę z folii dla multimilionera”. Ten najwyraźniej jednak się znalazł – a udana transakcja zwróciła uwagę na fenomen „przenikalności” elektromagnetycznej mieszkań i szerzej – tego, jakiego rodzaju prywatności w nich szukamy.
To, jak zmienna bywa przenikalność elektromagnetyczna, wie każdy, kto klnąc, musiał przenieść się z komputerem lub telefonem z zacisznej kanapy, bo „domowe Wi Fi nie ma tu zasięgu”. Zwykle nie mamy go nigdy dosyć, i ajenci wielkich sieci telekomunikacyjnych wiedzą, co robią, oferując nam „Wi Fi nawet w piwnicy”. W praktyce, nawet przy najsolidniejszych routerze, bywa z tym różnie – i nie zawsze winny jest temu operator: fale elektromagnetyczne rzeczywiście potrafią się załamywać w najmniej oczekiwany sposób.
W prasie fachowej głośno jest o dokonaniach fizyka z Imperial College w Londynie, Jasona Cole, który najpierw rozwinął zestaw równań Helmholtza, opisujących rozchodzenie się fal elektromagnetycznych w złożonej przestrzeni, w ten sposób, by tłumaczyły załamywanie się sygnału Wi-Fi w typowym mieszkaniu – a następnie zaprojektował Androidową aplikację, ukazującą to w graficzny sposób na planie konkretnego pomieszczenia. Być może nie sięgnie po nią każdy użytkownik routera – ale na pewno każdy projektant myślący na serio o funkcjonalności mieszkania i o tym, by zaprojektować je w sposób najbardziej dogodny dla użytkownika. Naturalnie, fale najlepiej rozchodzą się w pomieszczeniu zupełnie pozbawionym ścian – ale nie o to wszak chodzi, lecz o uwzględnienie jeszcze jednego wyzwania w trakcie projektowania, tak, by zapewnić przyszłym mieszkańcom zarówno intymność, jaką dają ściany, jak dostępność sygnału.
Apartament z San Francisco jest jednak rewolucyjny w innym sensie: postawiwszy na ostrzu noża kwestię izolacji od fal elektromagnetycznych, uświadamia nam, że na naszych oczach rodzi się nowy standard „przejrzystości” i „intymności”. Dotąd zapewniały ją po prostu ściany budynku, czasem w połączeniu z murem otaczającym posiadłość lub dodatkową „śluzą” w postaci hallu wejściowego, domofonu czy szybu windy – i żadne dodatkowe zabezpieczenia nie były potrzebne. Dziś jednak ściany mają uszy lub bodaj stają się zupełnie przezroczyste dla technologii nowego typu. Amerykańska prasa szeroko komentowała przypadek sądowy z Kansas, gdzie policja użyła technologii radarowej, by „prześwietlić” dom, w którym podejrzewała obecność ściganego przestępcy. Udało się go ująć – po czym zwolniono go, sąd bowiem uznał użycie radaru za odpowiednik fizycznego przeszukania, dokonanego bez nakazu sądowego, a zatem bezprawnego. Na naszych oczach rozpoczyna się pojedynek na całkiem nowym polu: jedni zamawiać będą mieszkania „nieprzejrzyste dla pól elektromagnetycznych”, zamierzając już to ukryć swoje sprawki przed policją (lub bodaj po prostu uchronić się przed „kradzeniem sygnału WiFi” przez nieuczciwych sąsiadów z żyłką łamaczy haseł), inni będą się starali obejść te zabezpieczenia. Obawiam się, że ostatecznie przyjdzie nam po prostu spać w zbroi.