Zróbmy sobie hostel
Dom jednorodzinny projektuje się i buduje najczęściej z myślą – to brzmi niemal jak masło maślane – o życiu (jedno)rodzinnym. Jeśli zmienia się tę formułę, to zwykle ze względu na fakt, że rodzina powiększa się i „pączkuje”, że przybywa jej zasobów: wiele porad i wpisów (również na naszym portalu) traktuje o sytuacjach, gdy konieczne okazuje się w tych okolicznościach powiększenie domu, zorganizowanie jakiejś nadbudowy, wzniesienie dodatkowego piętra lub skrzydła dla doroślejących dzieci lub małżeństwa któregoś z nich.
Zdarzają się jednak przecie również sytuacje odwrotne: okoliczności radosne, zwyczajne lub smutne, od wyjazdu dzieci do szkół i na studia po śmierć lub długotrwałą chorobę któregoś z członków rodziny sprawiają, że dom nagle okazuje się „za duży”: niefunkcjonalny, niepotrzebny, a jednocześnie przez cały przecież czas generujący koszty i wymagający wysiłku przy jego konserwacji. To z kolei sprawia, że – jeśli zmiana, o której mowa, jest trwała – rodzina często podejmuje decyzję o rezygnacji z „gniazda rodowego”, nierzadko w kilkanaście lat po jego stworzeniu.
Są to decyzje bardzo trudne emocjonalnie, a oprócz tego, o czym trochę łatwiej pisać, pociągające za sobą znaczne straty materialne: wyjątkowo tylko zdarzają się sytuacje, gdy dom udaje się sprzedać bodaj za cenę pokrywającą koszt jego budowy, wykończenia i wyposażenia; tym bardziej, jeśli akt sprzedaży dokonuje się pod presją czasu, tym bardziej, jeśli członkowie rodziny rozważają operację „podziału majątku” nie na poziome podziału pozostałego i uzyskanego z transakcji kapitału, lecz np. zamiany domu na dwa lub więcej mieszkań. Inną opcją jest oczywiście wynajem, i on jednak nie jest pozbawiony wad: podaż jest duża, najemcę niełatwo „zachować”, zdarzają się też z nimi rozmaite kłopoty.
Czy jest inne wyjście? Czy można zachować dom jednorodzinny we władaniu rodziny, jednocześnie już w nim nie zamieszkując i nie wydając pieniędzy na jego utrzymanie – a nawet, jeśli to możliwe, generując zyski?
Nie jest to łatwe: domu jednorodzinnego niemal nie sposób przerobić – przynajmniej bez gigantycznych nakładów – na zakład produkcyjny czy biuro; przebudowanie go na pomieszczenia proste, w rodzaju magazynu, mijałoby się z celem, było również kosztowne i niefunkcjonalne. Najbardziej rozsądne wydaje się przebudowanie go na szereg pokoi / minimieszkań do wynajęcia, ale to złudzenie: dzisiejsze stardardy wymagają osobnej łazienki bodaj, jeśli nie aneksu kuchennego, dla każdego pokoju do wynajęcia, w bodaj kilkupokojowym domu jednorodzinnym nie uda się „dołożyć” takiej ilości pomieszczeń pomocniczych.
A może – hostel? To oczywiście rozwiązanie tym łatwiejsze do zastosowania, im bardziej popularny turystycznie jest obszar, na którym znajduje się dom. Ale zważywszy na setki tysięcy podróżnych, jakie rokrocznie zjawiają się w każdej z kilku polskich metropolii, o milionach trafiających na wybrzeże Bałtyku, w Beskidy i w Tatry, a jednocześnie o rosnącej popularności formuły „bed and breakfast” – może to być rozwiązaniem dla wielu rodzin.
Inspiracją może być natomiast choćby inicjatywa opisana przez kilka pism architektonicznych, podjęta na peryferiach Lizbony, w Cascais, przez dwie pracownie architektoniczne (Aurora Arquitectos i Furo), które podjęły się wspomnianego powyżej zadania: przeróbki starego domu jednorodzinnego w hostel, stosunkowo niewielkim wysiłkiem, kosztem i z bardzo zadowalającymi wynikami.
Najpoważniejszą ingerencją architektoniczną okazało się obłożenie bardzo już zniszczonych i kruszących się ścian zewnętrznych płatami laminowanej stali, a następnie ich otynkowanie. Reszta – to w zasadzie prace nad wykończeniem wnętrz: w hostelu na porządku dziennym są sale wieloosobowe, pokoje wymagały więc jedynie odmalowania, wylania na nowo podłóg i umeblowania pojedynczymi lub piętrowymi łóżkami. Klatka schodowa i wspólne wnętrza pomalowane zostały z kolei na jaskrawy, „słoneczny” kolor żółty. Inne malarskie aluzje – zasłony w jasnozielone liście, półki i szafki w kolorze błękitu morskiego – również ewokować maja nastrój wakacji. Taka modernizacja jest możliwa (i co równie ważne – odwracalna, nie zmieniająca charakteru budynku).