Lustrzane miasto
Z jakiej budowli słynie wasze miasto? Z Pałacu Kultury, Wawelu, Dworu Artusa? Jeśli zdarzy wam się podróż do Chin rozglądajcie się uważnie: może wpadniecie za rogiem na fragment swojej małej ojczyzny?
Tego rodzaju ryzyko czeka na nas w każdym mieście chińskim: New York Times pisze o dziesięciu Białych Domach, kilku Sfinksach, czterech Łukach Triumfalnych (prosto z Paryża!) i co najmniej jednej Wieży Eiffela. A jednak najgłośniej o Suzhou, gdzie pięć lat temu wzniesiono… wierną, tyle, że niemal dwukrotnie większą od oryginału kopię londyńskiego Tower Bridge.
Nie sposób, by był tej samej wielkości, co brytyjski praprzodek, skoro zmieścić musiał na swoim grzbiecie pięciopasmową autostradę. Naturalnie, nie ma też mowy o żadnym odtwarzaniu szesnastowiecznych technik budowlanych: lany żelazobeton doczekał się lekkich wyżłobień imitujących cegły. Całość naszpikowania jest instalacjami wod.-kan., okablowaniem i elektroniką, a żeby iluzja byłą pełniejsza, nigdzie nie brakuje pomostów dla turystów i obserwatorów.
Jak się wydaje, mamy do czynienia z pewnym feblikiem ojców pięciomilionowego miasta, którzy wznieśli już nad Wielkim Kanałem, przecinającym metropolię, ponad pięćdziesiąt kopii słynnych mostów, od mostu w Sydney, przecinającego zatokę oceanu, po Most Aleksandra III z Paryża. Jest w tym znak czasu: niewiara w autentyczność i wyjątkowość, przekonanie o potędze cyfrowych kopii – i tylko żałwać można, że w Suzhou nie słyszeli o Kierbedziu.