Natalia zwiedza Warszawę

Stalowe skrzydło Emilii

2016-03-02

Imieniny Emilii obchodzone są po raz pierwszy w roku 23 maja. Ale obrońcy dwukondygnacyjnego, modernistycznego pawilonu z końca lat 60., stojącego w sercu Warszawy, mogą zacząć świętowanie już teraz: nowa wojewódzka konserwator zabytków Barbara Jezierska uruchomiła procedurę wpisania zagrożonego budynku do rejestru zabytków.

Nie jest łatwo dostrzec piękno i wyjątkowość w rzeczach wpisanych, wydawałoby się, bez reszty w przaśną panoramę PRL. Dom Handlowy „Emilia” można na pierwszy rzut oka uznać za naznaczony trudami życia tamtych lat: te niekończące się kolejki – najpierw w marznącym deszczu na ulicy, potem w przegrzanym, hałaśliwym wnętrzu – by „wystać” po tygodniach szpetną otomanę w kolorze bordowym, straszliwą meblościankę wykończoną na wysoki połysk, skrzypiące, składane łóżko dla dorastających dzieci lub co gorsza – nic? Taką „Emilię” zapamiętało wielu: w niedawno wydanym albumie fotoreporterki Grażyny Rutowskiej jedno z najciekawszych zdjęć przedstawia dwie straszliwie zmęczone kobiety – klientkę i ekspedientkę sklepu, zacietrzewione, wyczerpane, o krok od załamania lub wybuchu: z pewnością idzie o jakąś reklamację… Znane zdjęcie Chrisa Niedenthala przedstawia z kolei PRL-owską groteskę: triumfalnych nabywców kanapy, którzy rozsiedli się lutowym rankiem wprost na ulicy, osłoniwszy jedynie swój łup folią.

A jednak projekt pawilonu zbudowanego w oparciu o lekki szkielet stalowy nie miał sobie w tym czasie równych. Architekci Marian Kuźniar i Czesław Wegner. (Kuźniar wraz z Hanną Lewicką stworzył także projekty wnętrz) zaproponowali rozwiązania nowatorskie: lekkie, funkcjonalne, dzięki pełnemu przeszkleniu fasady otwarte na ulicę, lecz jej nie dominujące. Co więcej, pawilon zdumiewająco dobrze jak na fakt, że powstał w realnym socjalizmie, a priori odrzucającym idee wolnego rynku, spełniał nie tylko funkcje handlowe, ale i reklamowe: wielkie witryny, unieważniające tradycyjny podział na „wnętrze” i „ulicę” zachęcały do obejrzenia ekspozycji i zakupów, nawet, jeśli w ofercie były tylko otomany jak z wiersza Barańczaka.

Dwukondygnacyjny pawilon o obszernej części podziemnej i łącznej powierzchni ponad 3,5 tys. m.kw. był wówczas największy w Polsce i wszystkich krajach „obozu”, prawdopodobnie należał też do największych w Europie. Dodatkową atrakcją były dwa przejścia nadziemne, łączące „Emilię” z sąsiadującym budynkiem mieszkalnym i niepowtarzalny, pilasty dach. Takich rozwiązań nie można było zobaczyć w tym czasie ani w Sofii, ani w Moskwie, ani nawet w Pradze.

Wszystko wskazywało na to, że „Emilia”, mimo, że czasowo zaadaptowana na siedzibę Muzeum Sztuki Współczesnej, podzieli los innych pereł warszawskiego funkcjonalizmu: pawilonu „Chemii” czy Supersamu przy placu Unii Lubelskiej. Prywatny deweloper, który wykupił działkę położoną tuż obok dwóch elitarnych hoteli, „Złotych Tarasów” i Dworca Centralnego, nie krył zamiaru wyburzenia budynku. Decyzja pani konserwator, którą popiera ponadpartyjne stowarzyszenie Miasto Jest Nasze, może ocalić – jeśli deweloper nie zdecyduje się na działanie z naruszeniem prawa – projekt pawilonu, który można uznać za jeden z najciekawszych w powojennym dorobku architektów. Czy stalowa rama i pilasty, nietuzinkowy dach pozostaną na swoim miejscu? Wyścig z czasem ruszył.

O jeden most za dużo?

2016-02-22

Mimo temperatury debat politycznych w Polsce jest rzecz, która wydaje się łączyć Polaków, przynajmniej tych z Żoliborza: protest przeciw nowemu mostowi przez Wisłę. Czy rzeczywiście, jak chcą niektórzy publicyści, jest to „klasowy” spór między „dobrą” dzielnicą domów jednorodzinnych a „złych” blokowiskiem?

W sporze o Most Krasińskiego wszystko jest zdumiewające: i to, że toczy się o projekt zatwierdzony przed wojną przez uwielbianego w Warszawie Stefana Starzyńskiego, i to, że jego obrońcy deklarują „lokalną koalicję między entuzjastami KOD a PiS”, i to, że dotąd w Warszawie powszechnie domagano się mostów: to pierwszy chyba przypadek, gdy ktoś sprzeciwia się kolejnej przeprawie przez Wisłę: w stolicy było ich dotąd zawsze za mało.

Przypomnijmy: do przedwojennego projektu połączenia Żoliborza z Targówkiem władze miasta sięgnęły na początku wieku, w roku 2006 rozpisując przetarg. Czas nagli: decyzja środowiska z roku 2011 wygasa za osiem miesięcy. Dlatego nasiliły się protesty: mimo że sama budowa przeprawy planowana jest na lata 2021-2023, już jesienią ub. roku Rada Dzielnicy Żoliborz jednogłośnie przyjęła uchwałę wzywającą Prezydenta m.st. Warszawy do odstąpienia od inwestycji, a luty upłynął na Żoliborzu pod znakiem dowcipnych, dopracowanych artystycznie, ale stosunkowo wątłych (kilkaset osób) protestów.

Organizatorzy sprzeciwu podnoszą fakt, że czteropasmową jednią Krasińskiego ruszy lawina pojazdów z prawego, wschodniego brzegu Wisły, która zaleje spokojną, najbardziej chyba willową dzielnicę w Warszawie. Oponenci przypominają, że Praga, w tym gęsto zastawiony blokami Targówek, dusi się – i proponują wersję kompromisową: ograniczenie ruchu samochodowego lub wręcz uczynienie mostu dostępnym jedynie dla komunikacji miejskiej (tramwajowo-autobusowej), rowerów i pieszych. Obrońcy cichego Żoliborza są jednak bezkompromisowi: Niedlamostu.pl, deklarują na stworzonym w tym celu portalu.

Potrzeby mieszkańców unikalnych domków jednorodzinnych są zrozumiałe, wątpliwe jednak, czy najbardziej nawet szanowane na salonach nazwiska kompozytorów, reżyserów i „osób publicznych”, których na Żoliborzu nie brakuje, przeważą nad interesami kilkudziesięciu tysięcy mieszkańców Targówka, którzy na manifestacje przeciwników mostu stawiają się – w roli oponentów – z... pontonem. A może lobby właścicieli domów spróbuje swoich sił w walce o tak potrzebny Warszawie Most Południowy, który połączyć ma jednorodzinny Wawer i Wilanów?

Barwne kamyki na Nowym Świecie

2016-02-19

To już kolejny raz, kiedy w Warszawie udaje się odsłonić oryginalną mozaikę. Podczas wykopalisk mozaiki odkrywane są zwykle pod warstwą popiołu, piasku czy lawy. W stolicy często wystarczy zdjąć płytę gipsową.

Od czasu nominowania w ubiegłym roku do Warszawskiej Nagrody Literackiej „Mozaiki warszawskiej” Pawła Giergonia wiadomo, że warto się rozglądać za deseniami i figurami we wnętrzach budynków, szczególnie tych z lat 60. i 70. Trwa spór o modernistyczne cacko na Powiślu, które zamierza zburzyć inwestor; na szczęście najemcy lokalu przy Nowym Świecie wykazali się większym wyczuciem.

Lokal przy najmodniejszej ulicy stolicy od czasu powojennej odbudowy Nowego Światu zmieniał właściciela kilka razy. Zaczynał jednak jako ważne ogniwo stołecznej sieci Przedsiębiorstwa Barów Mlecznych, a następnie samodzielny Zakład Mleczarski „Mokotów”. Wówczas, jak wynika z dokumentów i zdjęć, mozaika autorstwa Andrzeja Konarskiego zajmowała całe ściany we frontowej części lokalu: dziś zachował się pas w górnej części ścian.

Zachował się on w zaskakująco dobrym stanie, zapewne również za sprawą dokładnego zabezpieczenia mozaiki osławionymi… płytami kartonowo-gipsowymi. Kto dokonał podobnej „modernizacji” na początku obecnego wieku, nie uda się już pewnie dojść: ważne, że dzięki szybkiej wizycie konserwatora abstrakcyjną kompozycję utrzymaną w „kolorach ziemi” uda się odrestaurować i wyeksponować.

Gdzie warto budować? Zielonym do sztambucha

2016-02-13

Wydaje się, że spór między zwolennikami ścisłej zabudowy miast a obrońcami „terenów zielonych” jest dość jałowy, a deweloperzy są w nim na przegranych pozycjach. Podobnie jak, w myśl porzekadła, każdy wolałby być zdrowym i bogatym niż biednym i chorym – nie ma nikogo, kto otwarcie entuzjazmowałby się smogiem, zwiększonym ruchem samochodowym i brakiem terenów rekreacyjnych. Tym bardziej, że obrońcy zieleni odwołują się do kategorii dobra wspólnego (dzieci, mieszkańców dzielnicy, osób starszych), oponenci zaś często reprezentują jedynie anonimowy i chciwy kapitał.


Z podobnym rozkładem głosów mamy do czynienia przy okazji każdej większej inwestycji czy dyskusji nad zmianami w planie zagospodarowania przestrzennego – czy rzecz dotyczy inwestycji na Pogórzu w Krakowie, czy przyszłości ogródków działkowych przy Woronicza w Warszawie. Smog kontra tlen, krzewy bzu kontra bloki. Wybór wydaje się oczywisty, prawdą też jest, że władze miejskie zbyt często ulegają naciskom deweloperów i „lobby wycinkowego”. Mało kto nabiera się też na kuszące oko (tylko jednak na etapie „wizualizacji projektu”) kilkumetrowe trawniczki na dachach domów. Warto jednak przypomnieć argumenty, które padały choćby przy okazji debaty nad przyszłością warszawskich Fortów Mokotowskich.


W długofalowym bilansie zanieczyszczeń miasta i zbytniego nasilenia ruchu jednym z ważniejszych winowajców jest tzw. eksurbanizacja – rozbudowa odległych dzielnic i osiedli, niesamodzielnych względem metropolii i często połączonych z nią jedynie szosami, co wymusza intensywną komunikację samochodową. Rozbudowywanie miasta w tym kierunku przy jednoczesnym zaniedbywaniu nieużytków i terenów w jego ścisłych granicach wydaje się głęboko niesłuszne. Oczywiście, status prawny terenów pozostających w rękach kolei lub wojska może być bardziej skomplikowany – warto jednak o nie walczyć, szczególnie o głośny już warszawski „Dziki Zachód”, czyli wielohektarowe tereny należące do kolei w paśmie Warszawa Ochota – Warszawa Zachodnia – Włochy, wykorzystywane jedynie w znikomym stopniu.


Mikroparki więc – gdzie się da. Gigantyczne tereny zielone przylegające do dworców, stacji metra i węzłów komunikacyjnych to rozwiązanie mocno dyskusyjne – również biorąc pod uwagę jakość napływającego tam powietrza. Jeszcze osobną kwestią może być, rzecz jasna, smak i wartość upraw, dojrzewających w ogródkach działkowych między dwoma jezdniami wielopasmowej szosy… Na szczęście właściciele ogródków przy Kępie Potockiej (Wisłostrada) i Woronicza coraz częściej przerzucają się na cynie o pięknym, (nie)naturalnie miedzianym odcieniu.

Wyburzenia dobre i złe

2016-02-05

Twórcy planów zagospodarowania miejscowego lekką ręką proponują wyburzanie obiektów: urząd nadzoru budowlanego źle radzi sobie za to z samowolkami. Czy to możliwe, że zgrabny, modernistyczny budynek z lat 70. na warszawskim Powiślu zostanie rozebrany w sytuacji, gdy słynny „gargamel” w najlepsze szpeci pogranicze Woli i Żoliborza od kilkunastu lat?


Są widoki, że tak się nie stanie. Wprawdzie pawilon stojący w parku Rydza-Śmigłego na tyłach ulicy Rozbrat nie jest w najlepszym stanie, ale z pewnością zbyt pochopnie autorzy planu zagospodarowania dzielnicy dopuścili jego likwidację. W przeszłości stanowił część zespołu budynków należących do PZPR - dziś jego obrońców interesują jednak nie sekretne dokumenty, lecz unikalne, zdobiące go mozaiki. Od początku lutego na facebooku i w mediach trwa kampania, której animatorzy domagają się wpisania budynku do rejestru zabytków. W sprawę zaangażował się również Stołeczny Konserwator i Towarzystwo Opieki nad Zabytkami.


Z pewnością mało kto zaangażuje się w obronę „Czarnego Kota” - zdumiewającej realizacji architektonicznej u zbiegu ulic Powązkowskiej i Okopowej. Pierwszy pawilon handlowy pojawił się w tym miejscu pod koniec lat 80. W roku 1994 właścicielka otrzymała zgodę na nadbudowanie dwóch pięter – wtedy też budynek zaczął pełnić rolę hotelu i dansingu o nie nazbyt pruderyjnej obsłudze. Pierwszy nakaz rozbiórkowy dotyczył też projektu „dwupiętrowca” - został jednak zaskarżony, inwestor zaś rozpoczął maraton składania wniosków zamiennych, korygowania planu domu i zasypywania pracy kolejnymi projektami, jednocześnie nadbudowując pawilon aż o... sześć pięter.


W pierwszych dniach lutego powiatowy nadzór budowlany wydał jednak zakaz użytkowania budynku – oraz rozbiórkę wszystkich elementów hotelu rozbudowanych wbrew prawu. Oznaczałoby to powrót do formy pawilonu, który z pewnością znikłby w cieniu planowanego po sąsiedzku biurowca.


Czy w roku 2020 Warszawa będzie wolna od „pączkującego hotelu” - i czy zachowa pawilon na Powiślu?