Zieleń jako źródło zysków
Oczywiście – często są to zyski doraźne: wycięcie drzew zwiększa areał, jaki wykorzystać można pod budowę domu, no i w kominku jest czym palić.. Takie refleksje mogłyby jednak posłużyć za wzorzec krótkowzroczności. W dłuższym bowiem trwaniu właśnie inwestycje w tereny zielone i zadrzewienie miast zwiększają zyski: kasy municypalnej, mieszkańców, a bywa, że i indywidualnych inwestorów.
Mieszkańcy, to jasne, zyskują na świeżym powietrzu: więcej tlenu, mniej pyłów – to dosyć prosty aksjomat. Jak się okazuje, zyskują też jednak władze miejskie i kontrolowane przez nie budżety: z wyliczeń władz nowojorskich wynika, że inwestycje z pierwszej półtora dekady XXI w. w zieleń miejską, wynoszące circa 22 mln dol. rocznie, przyniosły oszczędności energii rzędu 28 mln dol oraz zmniejszenie aż o 36 mln dol. odszkodowań za poczynione straty powodziowe, których miasto i stan stale doświadczają.
A inwestorzy? I ci mają szanse. Data mining nie kłamie: dom, gdzie w promieniu od 5 do 15 metrów od fasady rośnie przynajmniej jedno drzewo, sprzedawany jest od 3 do 20 procent drożej niż przeciętna dla porównywalnej powierzchni, często nawet w uważanych za „lepsze” lokalizacjach. To co, czy wystarczająco wysoka stopa wzrostu?